Sprintem przez Wratislavię

Bogowie i ludzie. Zdjęcie: Sławek Przerwa/NFM

Tradycyjnie w jedną z niedziel podczas Międzynarodowego Festiwalu „Wratislavia Cantans” we Wrocławiu odbywał się maraton. Każdy festiwal również stanowi pewnego rodzaju koncertowy maraton. Jednak w tym roku z racji różnych zajęć wydawało mi się raczej, że przez festiwalowe koncerty przebiegam sprintem. Stąd podsumowanie w formie krótkich notatek z każdego koncertu.

7.09, g. 19
Il ritorno d’Ulisse in Patria Claudia Monteverdiego opowiada o bogach kierujących losem śmiertelników. Mam wrażenie, że interpretacje sir Johna Eliotta Gardinera także znajdują się ostatnio w rejonach boskich tak są idealne, tak dopracowane od ataku do zdjęcia każdego dźwięku. A jednak świat bogów widziany z ziemi wydaje się być chłodny i niedostępny. Na szczęście pierwiastek ludzki wprowadzali soliści: targana emocjami Lucile Richardot w roli Penelopy, Odyseusz Furio Zanasi wybuchający perlistymi pasażami śmiechu, mistrz mesa di voce Zachary Wilder oraz wprowadzający element komiczny Rober Burt jako Iro.

8.09, g. 19
Die Kunst der Fuge choć tak dobrze znane, zawsze może przynieść nowe odkrycia. Ottavio Dantone szalał przy klawesynie, a Academia Bizantina często jedynie lekko dobarwiała, wprowadzała pojedyncze warstwy, wydobywała zaskakujące konteksty, bawiła się dźwiękiem i całą paletą muzycznych stylów. Ostatnie dzieło Bacha raz brzmiało jak włoska sonata instrumentalna, to znów jak mistyczny utwór, który również dobrze mógł powstać w XX wieku.

9.09, g. 17
Zaskakująco zadziałało na mnie połączenie Die Kunst der Fuge z poprzedniego wieczoru z Kwartetem na koniec czasu Oliviera Messiaena. Dwa dzieła powstałe w przeczuciu pewnego końca, w obydwu obsesyjnie powtarza się materiał muzyczny – temat podejmowany w kolejnych contapunctus u Bacha i symboliczne motywy u Messiaena. Ciekawie wypadło też wykonanie jednym ciągiem arcydzieła Messiaena z dwoma wiolonczelowymi utworami Debussy’ego. Z jednej strony podkreśliło związek obydwu kompozytorów, z drugiej – stanowiło świadectwo utraconego świata, który skończył się wraz z piekłem II Wojny Światowej. Muzycy byli fantastycznie zgrani. Jakże wymowne było milczenie Tomasza Darocha w ostatniej części. A jakże piękny i czysty końcowy flażolet Soyoung Yoon!

9.09, g. 21
Vespro della Beata Vergine Moteverdiego słyszałem na Wratislavii w znakomitym wykonaniu Paula McCreesha i Gabrieli Consort & Players w barokowym kościele Najświętszego Imienia Jezus podczas festiwalu w 2007 r. Kiedy więc Ensemble La Fenice wykonywało ten sam utwór w tym samym miejscu miałem uczucie déjà vu. Po prostu kolejny dobry koncert muzyki dawnej. I tylko szkoda, że zespół ustawił się przestrzennie jedynie na Nisi Dominus

10.09, g. 17
Znakomity Tomáš Král wykonywał świecki włoski repertuar z druków zachowanych w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu (Wrocław w siedemnastym wieku był ważnym ośrodkiem transmisji włoskiego repertuaru na teren Niemiec). Jakże różne potrafiły być te pieśni miłosne! Od zupełnie prostych, zwrotkowych, poprzez złożone, eksklamacyjne dzieła utrzymane w prima pratica. Głos solisty był niewiarygodnie miękki, okrągły i dźwięczny. Serdeczna atmosfera wśród muzyków najwyraźniej objawiła się, gdy Král przewracał nuty improwizującemu na teorbie Janowi Krejčy.

10.09, g. 20
Żywioł Giovanniego Antoniniego i zespołu Il Giardino Armonico stanowi świecka barokowa muzyka instrumentalna. Okazało się jednak, że muzycy równie dobrze czują się w repertuarze renesansowym. Puzon i dulcjan straceńczo szarżowały, violone i harfa migotały blaskiem pizzicatowych koralików, a kornecistę czasem tak ponosiła fantazja, że improwizował niemal freejazowe sola na cichym cynku. Wszystkich natomiast napędzał swoją nieposkromioną energią Giovanni Antonini. Zmiany instrumentacyjne i dynamiczne tworzyły z muzyki dramatyczny spektakl, a muzycy swoją grą podkreślali wokalny charakter wykonywanych utworów. Zagraj to jeszcze raz, Giovanni!

11.09, g. 19
Jak to dobrze, że twórczość Oliviera Messiaena zagościła na festiwalu! Et expecto resurrectionem mortuorum przenosiło w zupełnie inny wymiar, gdzie nie liczy się czas ani przestrzeń. Mistyczna i majestatyczna (iluż tam było wykonawców na scenie!) Uru-Anna Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil wprawdzie zachwycała instrumentacją, m.in. połączeniem szeptu chóru z drewnianymi idiofonami, jednak nie mogłem się odpędzić od myśli, że Messiaen za pomocą znacznie skromniejszych środków osiągnął dużo więcej.

12.09, g. 19
Paweł Passini stworzył z moniuszkowskich Widm spektakl przerażający grozą i przytłaczający bezmiarem cierpienia, którego nie da się do końca przezwyciężyć, można mu tylko ulec. Warstwa wizualna krążyła wokół makabreski, która zupełnie nie przystawała do konwencjonalnej muzyki Moniuszki, ale przez to była wyjątkowo adekwatna, gdyż jedynie potęgowała uczucie niesamowitości. Raził mnie jedynie poziom dosłowności, który wprowadzali wokaliści w strojach białych hełmów z Aleppo. Szkoda też, że zestaw solistów był bardzo nierówny i jednoznacznie wyróżnić można jedynie Aleksandrę Kubas w roli Zosi.

13.09, g. 20
Daniel Reuss i Vocalconsort Berlin przypominali o pięćsetnej rocznicy reformacji. I słusznie, bo Wrocław bardzo wcześnie przyjął nauki Lutra. Nic więc dziwnego, że w programie znalazły się też utwory wrocławian – Gregora Langego i Samuela Beslera. Zespół był świetnie zgrany i o wyrównanym brzmieniu, jednak najbardziej w pamięć zapadły mi nie utwory chóralne, lecz małoobsadowe koncerty kościelne prezentujące niemiecką, nie mniej ciekawą od włoskiej, stronę prima pratica.

14.09, g. 20
Zespół Il suonar parlante należy do zespołów folk-dawniackich i w interpretacji muzyki dawnej inspiruje się muzyką tradycyjną. Do wspólnego projektu zaprosił wokalny kwartet Concordu de Orosei, który w ludowych strojach białym, pierwotnym głosem i ruchliwą, płynną intonacją wykonywał tradycyjne pieśni religijne z Sardynii. W tych niemożliwych, acz artystycznie satysfakcjonujących wizjach, śpiewakom towarzyszyły wirtuozowskie popisy instrumentalistów. Akcenty ludowe i maniera wykonawcza charakterystyczna dla muzyki dawnej przeniknęły nawet do wykonanego na koniec Stabat Mater Arvo Pärta.

15.09, g. 19
Program poświęcony włoskiej polifonii i rzymskiej tradycji polichóralnej został wykonany przez Le concert spirituel w układzie wyjątkowo skupionym. Hervé Niquet forsował szaleńcze tempa i sycił się potęgą brzmienia zespołu, lecz skutkowało to straszliwym dźwiękowym kotłem, z którego nie docierało do słuchaczy żadne słowo. Gdzie zatem ten osławiony postulat czytelności śpiewanego tekstu w muzyce sakralnej doby potrydenckiej? Najlepiej zatem całkowicie zrezygnować z tekstu i posłuchać fascynujących starć puzonów i dulcjanów.

16.09, g. 20
Brockes-Passion Telemanna jest wyjątkowo teatralna, dramatyczna, akcja nie zatrzymuje się tu ani na moment. Utwór jest przy tym bardzo operowy ze świetnymi ariami di bravura, w charakterze da caccia czy lamentacjami jak choćby Brich, mein Herz. Najlepszym aktorem na tej operowej scenie okazał się być zespół Il Giardino Armonico urzekający od pierwszych dźwięków pełnym napięcia piano, kąśliwymi repetycjami, ostro zrywanymi akcentami i wirtuozowskimi pasażami koncertmistrza, Stefano Barneschiego. Jak zawsze solidny poziom prezentował chór. Z obsady solistów szczególnie wyróżniał się krystaliczny i pewny głos Katji Stuber. Ale jakże trudno jest konkurować z muzykami Il Giardino

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *