To już. Kolejne pięć lat minęło zanim ktokolwiek się spostrzegł. Znów przez młodzi pianiści z całego świata zjechali się do Warszawy grać Chopina i tylko Chopina. A ja tradycyjnie włączam radiową „dwójkę” i śledzę konkursowe zmagania (wiem, że teraz można też słuchać bezpośrednio z kanału Instytutu Chopina na youtube, ale – siła przyzwyczajenia). Na uszach słuchawki, pod ręką kubek herbaty, na komputerze otwarty edytor tekstu, albo jakiś tekst do czytania: niestety, nie mogę sobie pozwolić na luksus wnikliwego słuchania. Gdzieś obok mam jednak notes, w którym zapisuję sobie nazwiska, stawiam przy nich różne kombinacje plusów i minusów, notuję skrótowe uwagi.
Słucham zatem konkursu nie w Sali FN, a domu w kapciach i to jeszcze przy okazji wykonywania innych czynności. Czy zatem jest sens w ogóle zabierać głos, wypowiadać się tam, gdzie tyle osób ma tak wiele więcej ode mnie do powiedzenia? Mimo wszystko sądzę, że tak, gdyż doświadczenie podpowiada mi, że nawet podczas biernego słuchania prawdziwy artysta nie pozwoli mi skupić się na niczym innym, jak tylko na swojej grze. Taki „radar” niewątpliwie pomaga wyłowić osobowości w konkursowym tłumie, choć nie wykluczam, że równie wiele mogłem przegapić z powodu rozproszenia czy zmęczenia. Trudno – i tak reprezentuję tu raczej perspektywę niedzielnego słuchacza, niż siedzącego w studio eksperta.
Program pierwszego etapu wyraźnie miał posłużyć dalszej selekcji uczestników, sprawdzając ich wszechstronność. Z jednej strony w etiudach można zaprezentować sprawność techniczną (choć u Chopina przecież dalibóg więcej!), z drugiej – w nokturnach popisać się inklinacją do romantycznej kantyleny. Wreszcie w jednej z większych form – no właśnie, umiejętnie poprowadzić formę, bez czego nawet nie ma co myśleć o III etapie z sonatami i cyklem preludiów.
Przesłuchania rozpoczął Tymoteusz Bies, który zaczął ciekawą propozycją nokturnu H-dur op. 9 nr 3, pokazał też charakter w etiudach. Jego występ stanowił dobrą wróżbę dla całego konkursu i szkoda, że pianisty tego zabrakło w drugim etapie, nawet jeśli czasem miał problemy z precyzją. Jeśli jednak chodzi o nokturn jeszcze bardziej ujęła mnie Włoszka Michelle Candotti grając nr 1 z op. 48 jakby na jednym oddechu. Jej rodak, Luigi Carroccia mógł się podobać za hipnotyzującą barkarolę z pełnym wdzięku tempo rubato – co warto podkreślić, poruszające się niezależnie w każdej z rąk, jednak pokazał też w swojej grze naturę bałaganiarza. Galina Chistyakova ujęła mnie pewnym dowcipem, który pokazała w etiudach, choć bardziej podobały mi się akurat poetycka, pełna skupienia gra jej siostry, Iriny. Za rozmarzoną grę doceniłbym także Brytyjczyka Ashleya Frippa, grającego nokturn Des-dur op. 27 nr 2 niespiesznie z ogromną klasą, jednak trochę plączącego się w etiudach. Rewelacją pierwszego dnia przesłuchań (jak się potem okazało – nie tylko) był jednak Koreańczyk Seong-Jin Cho: nie tylko błyskotliwy w etiudach, lecz także w fantazji, w której pokazał jej quasi-improwizatorski charakter, pozwalając zapomnieć na chwilę, że znamy ten utwór i wzbudzić w słuchaczu ciekawość, gdzie fantazja pianisty poniesie go za chwilę.
Drugi dzień przesłuchań rozpoczął się jeszcze bardziej wyraziście niż pierwszy. Chorwacki pianista, Aljoša Jurinić, pokazał pazur w etiudach, a jego zadziorna gra kazała się zastanawiać, czy oto nie słyszymy mentalnego następcy jego rodaka, Ivo Pogorelićia. Najbardziej jednak urzekło mnie w jego występie bardzo piękne rozszerzenie w zakończeniu nokturnu Des-dur op. 27 nr 2. Podobała mi się gra Yedam Kim, którą zapamiętałem jeszcze z konkursowych eliminacji w kwietniu: nie tylko pokazała niebiański spokój w nokturnie G-dur op. 37 nr 2, lecz także brawurowo zagrała wieńczące jej występ scherzo cis-moll op. 39. Olbrzymią sprawność techniczną zaprezentowała także ukraińska uczestniczka, Dinara Klinton. Występujący po niej Chińczyk Qi Kong pokazał wiele więcej – jemu technika pozwalała na olbrzymią swobodę, zabawę dźwiękiem, cieniowanie brzmienia, piękną grę w szczegóły.
Polscy uczestnicy – Łukasz Krupiński oraz Krzysztof Książek – także pozytywnie się wyróżnili: pierwszy muzykalnością, drugi – ciepłym dźwiękiem. Rachel Naomi Kudo startowała już w konkursie po raz trzeci i choć w tym roku jej przygoda zakończyła się na pierwszym etapie, warto wyróżnić jej szlachetną, a jednocześnie błyskotliwą grę. Jeśli ktoś już podczas ostatniej sesji przesłuchań przysypiał, na pewno wybudził go i zelektryzował Eric Lu rzucając szaleńcze tempa w etiudzie F-dur op. 10 nr 8, co jednak nie było niczym ponad jego możliwości. W balladzie jednak pokazał swoją umiejętność muzycznej narracji prezentując słuchaczom pełną tajemnic opowieść.
Trzeci dzień otworzył Chińczyk Xin Luo, który minimalnie ociągał każdy dźwięk wzbudzając ogromne napięcie i oczekiwanie na to, co wydarzy się dalej. Żałuję, że jury nie podzieliło tej opinii i w kolejnych etapach już nie mogliśmy posłuchać tego pianisty. Podobało mi się także konsekwentne budowanie formy przez Japonkę, Nagino Maruyamę. Jednak w pełni moją uwagę przykuł tego dnia dopiero występ reprezentującej Grecję i Wenezuelę pianistki Alexii Mouzy. Być może to kwestia południowego temperamentu, ale obłędne tempa etiud aż zapierały dech w piersiach. Relatywnie szybsze tempo nadała też słynnemu cytatowi z kolędy „Lulajże Jezuniu” w scherzu h-moll. Może było to wbrew tradycji, ale zagrane tak scherzo nagle zyskało świeżość i pewną szczerość wypowiedzi, która często gubi się wśród wykonań, gdzie pianiści prześcigają się, by zagrać ten fragment jak najwolniej i jak najbardziej słodko. Ta częstokroć cukierkowa słodycz, szczególnie w sytuacji konkursowej nabiera znamion banału, wdzięczny więc byłem za choć jedną alternatywną wizję.
Jasnym punktem tego dnia był także Szymon Nehring, którego wykonanie etiudy cis-moll poruszało do głębi, a narastanie napięcia w fantazji porywało i przykuwało uwagę. I jeszcze dwa mocne występy zamknęły ten dzień: Japonka Arisa Onada imponowała brawurą z jaką podchodziła do chopinowskiego tekstu, a pochodzący z Łotwy Georgijs Osokins grał z dobrze rozumianą, elegancką nonszalancją, może dosyć dramatycznie, jak na muzykę Chopina, ale pokazując także wielką swobodę i niemal jazzowy feeling w Etiudzie Ges-dur op. 25 nr 5.
Niestety musiałem zrezygnować ze słuchania czwartego dnia przesłuchań, jednak udało mi się powrócić na ostatni dzień zmagań pierwszego etapu. Pierwszy moją uwagę zwrócił Alexander Ullman grający lekko, od klawiatury, uzyskując bardzo jasne brzmienie nawet w scherzu b-moll op. 31, w którym wspaniale podkręcił tempo i emocje w zakończeniu. Yuchong Wu podobał mi się w bardzo eterycznej etiudzie gis-moll op. 25 nr 6, ale niestety nie ustrzegł się błędów. Chinka Zi Xu wirtuozowsko wykonała etiudy, podobała mi się także w pięknie rozkołysanej barkaroli. Annie Zhou z Kanady zaczęła etiudę F-dur op. 10 nr 8 jak burza, niestety strzelił tam potem jakiś piorun, ale pianistka mogła się zrehabilitować w zamglonej, tajemniczej balladzie g-moll op. 23. Koreanka Soo Yung Ann przebiegła przez etiudy galopem, jednak jej występ miał też inne oblicze: rozmarzone w nokturnie i pełne napięcia we wspaniale dosłuchanych pauzach w balladzie g-moll op. 23. Wreszcie pierwszy etap przesłuchań zamknął występ Miyako Arishimy z Japonii, a mi w pamięć najbardziej zapadło zakończenie barkaroli i pięknie odstawiony ostatni dźwięk.
Pierwszy etap niewątpliwie zapowiedział interesujące zmagania konkursowe. Ujawniło się na nim też kilka ciekawych osobowości, które niewątpliwie będą walczyć o najwyższe laury. Choć nie wszystkie osoby, które pozytywnie zapisały się w mojej pamięci, przeszły do drugiego etapu, nie znalazł się w nim też nikt, kogo zapamiętałbym w szczególnie złym świetle, co wskazuje na dobrą pracę wykonaną przez konkursowe jury.