Nie tak dawno pisząc o „Zagubionej autostradzie” w następujący sposób scharakteryzowałem styl kompozytorki: „Muzyka oparta w dużej mierze na dronach, odcinająca środkowy rejestr i lubująca się w skrajnych – wysokich i niskich częstotliwościach, a jednocześnie wciąż zmienna, nieprzewidywalna, budziła przy słuchaniu niepokój i w naturalny sposób kojarzyła się z atmosferą psychodelicznego thrillera”. Pora tę opinię uzasadnić, a za przykład obrałem jeden ze stosunkowo niedawnych utworów, „Un posto nell’acqua” skomponowany w 2009 roku podczas prac nad operą „The Outcast” o Hermannie Melville’u.
Zaczynamy więc od ostrego ataku, po którym zostajemy na wysokim, chwiejnym dźwięku skrzypiec. Po chwili w podobnym rejestrze pojawia się fortepian elektryczny, zaraz później słyszymy delikatne migotanie dzwonków, które będzie się odzywać niemal przez cały utwór. Kiedy wreszcie pojawi się kontrastujące źródło dźwięku, będzie to najniższy rejestr blachy. To rozwarstwienie pomiędzy rejestrami będzie się utrzymywać przez cały utwór i nawet w środkowej kulminacji przy nawałnicy niskobrzmiących instrumentów perkusyjnych, wciąż słychać będzie delikatne migotanie dzwonków. Na tle ciągnących się dronów pojawiać się będą jakby strzępy melodii, a po środkowej kulminacji – opadające pochody skalowe, grane w poszczególnych partiach w różnym tempie. Mamy więc tutaj do czynienia z kolejnym rozwarstwieniem, a trzecie znajdziemy, gdy uważnie wsłuchamy się w niemal heterofonicznie nakładające się partie instrumentów akustycznych i elektronicznych. Całość może budzić nasz niepokój emocjonalny i chyba słusznie – Neuwirth przyznaje się, że fascynują ją skrajne stany ludzkiej psychiki. Utwór kończy się zerwaniem równie gwałtownym, jak początkowy atak: klamrą zgrabną, lecz nie zbyt dosłowną.