Jednym z lepszych utworów tegorocznej „Warszawskiej Jesieni” był „Key of Presence” Brigitty Muntendorf. Wystarczająco obszernie rozpisywałem się już o nim w swojej relacji, więc nie będę go tutaj przedstawiał. Niech każdy sobie posłucha we własnym zakresie. Bez wątpienia warto jednak Muntendorf przyjrzeć się bliżej, więc na warsztat weźmiemy jej nieco starszy utwór: „Überhall” z 2009 r.
„Überhall” został skomponowany na koncert inspirowany słynnym utworem Alvina Luciera „I am sitting in a room”, w którym głos narratora zostaje nagrany, odtworzony, nagrany i tak w kółko, aż pierwotny tekst ulega zupełnemu zatarciu. Muntendorf zainteresował ów proces zanikania i skomponowała krótki, około dwuminutowy utwór, który muzycy wykonują pięciokrotnie w coraz bardziej zniekształconej formie. Jednocześnie kolejnym odsłonom utworu towarzyszą coraz to bardziej zatarte nagrania kolejnych stadiów zanikania, aż za szóstym razem usłyszymy już tylko echo utworu w głośnikach, bez udziału muzyków. Muntendorf w utworze posługuje się siedmioma głównymi modelami dźwiękowymi (od A do G), które dodatkowo wariantuje. W każdej kolejnej odsłonie utworu, modele te ulegają zniekształceniu. Z początkowego glissanda, w piątej odsłonie zostanie jedynie crescendo puzonu. Z rytmicznych triol szesnastkowych w puzonie – trzy szesnastki zagrane na tomie.
Muzykom przez cały czas trwania utworu towarzyszy projekcja dyrygenta, realizującego partyturę „Überhall”. W miarę dekonstrukcji pierwotnego utworu, również film traci ostrość, a początkowo precyzyjne ruchy stają się zatarte i nieczytelne. Ponieważ muzycy mają w nutach zapisane, by w trakcie pauz uważnie obserwować dyrygenta, odnosimy wrażenie, że coraz większa desynchronizacja zespołu wynika z nieczytelności obrazu. Nic bardziej mylnego. Muzycy grają cały czas z clickiem w uchu, natomiast wszystkie nierówności i niezręczności zostały starannie zakomponowane w partyturze. Pomimo tego, „Überhall” mógłby stanowić idealną odpowiedź na jakże często zadawane pytanie: „po co właściwie orkiestrze dyrygent?”.