Czteropak zamówień kompozytorskich 5

Włodzimierz Kotoński. Zdjęcie: Andrzej   Rybczyński/PAP

Włodzimierz Kotoński. Zdjęcie: Andrzej Rybczyński/PAP

Dzisiejszy czteropak pisany jest na smutno, bowiem w jego skład wchodzi m.in. ostatni utwór napisany przez Włodzimierza Kotońskiego. Wcześniej jednak czekają nas trzy inne utwory.

Jako pierwszy przypada utwór „Milczenie dźwięków – w stronę Sz.E” (czy po E nie powinna być kropka?) Jerzego Kornowicza. Inicjał Sz.E. w tytule oznacza, rzecz jasna, Szabolcsa Esztényi’ego, węgierskiego pianistę od lat zadomowionego w Polsce. Jerzy Konrowicz studiował u Louisa Adriessena w Hadze. To słychać. Nie przepadam za minimalizmem, ale jeśli ktoś lubi, to utwór powinien mu się spodobać. Jest zupełnie nieźle napisany z czytelnym łukiem napięciowym. Większy problem z utworem mam dopiero, gdy wyłania się z niego postmodernistyczny cytat i to akurat finał z „Eine kleine Nachtmusik” Mozarta! No dodatek kompozytor konkluduje utwór fragmentem nagrania rozmowy telefonicznej z Esztényim – „No Jurku, niestety rozłączyło się akurat w najważniejszym momencie, więc czekam, więc czekam. Narazie!”. To chyba miał być dowcip. Nie podoba mi się też niezbyt nowoczesna elektronika z „latającymi sinusami” – zabawą z regulatorem częstotliwości. Zapowiadało się nieźle, ale potem musiałem dopisać do oceny parę minusów.
Werdykt: 3,5

„Milczenia dźwięków – w stronę Sz.E” można posłuchać na NINATECE

Nie mam nic przeciwko obcojęzycznym tytułom utworów, choć zawsze trącą one lekkim snobizmem, podobnie jak np. francuskojęzyczne nazwy butików. Jednak „The Moebius Strip” Macieja Jabłońskiego jest mocną kandydaturą na najgorszy obcojęzyczny tytuł kompozycji. Każdy tytuł z „The” na początku wygląda dziwnie, a umówmy się: „Wstęga Möbiusa” brzmi po prostu lepiej! Na szczęście sam utwór brzmi całkiem dobrze. Zaczyna się bez oporów: od razu jesteśmy rzuceni w sam środek rozmigotanej dźwiękowej rozsypanki fortepianów, kontrapunktowanej przez pociągnięcia smyczka po wibrafonach. Nawet jeśli faktura ugina się czy zmienia, to owa motoryczna rozsypanka wciąż pozostaje słyszalna w partii elektroniki niczym druga, a jednak ta sam strona wstęgi Möbiusa. Ten niezmienny element nadaje kompozycji swoistą potoczystość. Bardzo sprawnie zakomponowane są tutaj relacje pomiędzy fortepianem, pianinem a wibrafonami. Podoba mi się też, jak początkowe pociągnięcia smyczków powracają w zakończeniu. Klamra nie jest jednak tutaj taka oczywista: wkrótce pianiści zaczną grać na misach i przejmą owe szkliste, wysokie tony od perkusistów. Niby jesteśmy w tym samym miejscu, ale jakby z drugiej strony.
Werdykt: 6

„The Moebius Strip” można posłuchać na NINATECE

„Concerto in re maggiore” Andrzeja Kwiecińskiego na klawesyn i orkiestrę zostało prawykonane podczas tego samego wieczoru, co omawiany w pierwszym czteropaku koncert fletowy Pawła Mykietyna. Obydwa te utwory łączy ścisła precyzja rytmiczna. Utwór Kwiecińskiego składa się z dwóch części: wolnej, opartej na trzydźwiękowym opadającym motywie oraz szybkiej opartej na motywie czterodźwiękowym. Dźwięki często jednak pojawiają się tutaj wymiennie z szmerami, szumami i stukaniem w pudło klawesynu. Wszystkie te figury są jednak wpisane w jedną strukturę rytmiczną: stałą i wymagającą żelaznej konsekwencji i czujności wykonawców. Ta motoryczność w połączeniu z powtarzalnością kalejdoskopowo przeplatanych motywów oraz zabawnymi relacjami pomiędzy dźwiękiem i jego „innymi” staje się źródłem niemałej przyjemności w słuchaniu utworu. Gdyby jeszcze orkiestra Filharmonii Łódzkiej była bardziej precyzyjna, utwór zabrzmiałby znacznie lepiej.
Werdykt: 6,5

„Concerto in re maggiore” można posłuchać na NINATECE

Zmarły w 2014 roku Włodzimierz Kotoński był jednym z ojców polskiej awangardy muzycznej II połowy XX wieku. Zapamiętany zostanie z pewnością jako autor „Etiudy na jedno uderzenie w talerz”, pierwszej polskiej kompozycji elektronicznej oraz prac „Muzyka elektroniczna” czy „Leksykon współczesnej perkusji”. Choć kwartety smyczkowe w najlepszych latach awangardy pisali m.in. Krzysztof Penderecki czy Witold Lutosławski, sam Kotoński sięgnął po ten gatunek dopiero w 2002 roku. Gest sięgnięcia po kwartet wiąże się w jego twórczości z nawiązaniem do tradycji. Już w II kwartecie z 2009 roku słychać było wiele cytatów czy stylizacji. Również w III kwartecie zaskakują wyłaniające się nagle z muzycznej struktury melodie. Jednocześnie najważniejszym procesem w utworze jest zanikanie. Kompozytor wprowadza coraz to nowe motywy, często nakładając je łańcuchowo. Każdy motyw, aż po końcowe, gasnące pizzicata, z czasem zaczyn słabnąć, aż zupełnie zanika. W kontekście miejsca utworu w twórczości Włodzimierza Kotońskiego jest to bardzo poruszające. Jednak utwór sprawia wrażenie nieułożonego, zwróconego w stronę tradycji, a dalekie od perfekcji rytmicznej i intonacyjnej wykonanie Kwartetu Wilanów nie pomaga w jego odbiorze.
Werdykt: 4,5

III kwartetu można posłuchać na NINATECE

***

Czteropak zamówień kompozytorskich jest cyklem, w którym oceniam utwory powstałe w ramach programu MKiDN „Kolekcje – priorytet Zamówienia Kompozytorskie”. Wystawiane oceny mają charakter orientacyjny i służyć mają podsumowaniom statystycznym (średnia ocena utworów w danej edycji/całym programie). Skala jest dziesięciopunktowa ze stopniami pośrednimi. Noty należy czytać: 10 – arcydzieło; 9 – znakomity; 8 – bardzo dobry; 7 – dobry; 6 – porządny; 5 – przyzwoity; 4 – przeciętny; 3 – słaby; 2 – zły; 1 – bardzo zły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *