Eurowizja 2017. Przewodnik po Krajowych Eliminacjach

To znów ta pora roku! Narody Europy (a ostatnio również Australia) prężą swe mięśnie i wytężają umysły, aby stworzyć trzyminutową piosenkę, która zawładnie zbiorową świadomością i podbije Europę. Tak, piszę o Eurowizji. Już jutro będziemy wybierać w Polsce piosenkę, która będzie reprezentowała nas podczas głównego konkursu w maju. Po zeszłorocznym udanym występie (ósme miejsce) Michała Szpaka apetyty wszystkich są rozbudzone i każdy liczy, że uda się podtrzymać bezprecedensową w naszej eurowizyjnej historii passę trzech kolejnych awansów do finału. Po tym jak w zeszłym roku nowe władze telewizji „oddały władzę w ręce ludu”, polskiego reprezentanta na Eurowizję wybieramy w głosowaniu jurorów i publiczności z grona dziesięciu wyselekcjonowanych ze zgłoszeń piosenek. Listę zakwalifikowanych utworów ogłoszono 10 lutego. Specjalnie dla was, drodzy czytelnicy, przesłuchałem te piosenki, abyście Wy nie musieli…

W zeszłym roku Eliminacje były przede wszystkim wyścigiem trzech zawodników – autorki naszego jedynego prawdziwego eurowizyjnego sukcesu, Edyty Górniak; opromienionego chwałą zwycięzcy festiwalu w Opolu Michała Szpaka oraz gwiazdy polskiego popu, Margaret. Reszta stawki była właściwie do zapomnienia, były to w większości źle wyprodukowane piosenki w tym jedna, która zdążyła wcześniej odpaść w białoruskich eliminacjach (Napoli – „My Universe”). W tym roku trudno wskazać tak jednoznacznych faworytów, a jednocześnie mam wrażenie, że średni poziom jakości piosenek się podniósł. Może wreszcie nauczyliśmy się produkować poprawne piosenki? No, albo zaczęliśmy je kupować od Szwedów, którzy od lat rozdają karty na Eurowizji. Jedno z dwojga.

Zestawienie wyselekcjonowanych utworów otwiera Martin Fitch (a właściwie Marcin Mroziński) z piosenką „Fight for us”. Mroziński wystąpił już na Eurowizji w 2010 roku z piosenką „Legenda” wysłaną przez nas na Konkurs rok po zwycięstwie Alexandra Rybaka z piosenką „Fairytale” (baśń). Była to nie tylko próba powtórzenia cudzego sukcesu, lecz również próba nieudolna. Tym razem jest lepiej i „Fight for us” brzmi całkiem dobrze. Zaczyna się jak mnóstwo innych piosenek, które znamy i nic dziwnego, że internauci momentalni zarzucili Fitchowi plagiat. Uspokajam – plagiatu nie ma, a piosenki „muszą” brzmieć tak jak inne, bo przecież najbardziej podobają nam się te, które już znamy. Jeśli miałbym jakieś uwagi wykonawcze, to Fitch ma skłonność to śpiewania długiego „i” w anglojęzycznych dyftongach przez co w refrenie wychodzi mu „fajt foras”. Poza tym nie jest źle, a jeśli pod koniec piosenki wejdzie mocno i czysto w rejestr falsetowy, to ma szansę zdobyć głos niejednej niewiasty.

Tak jak Mroziński jest weteranem Eurowizji, tak Kasia Moś jest weteranką Krajowych Eliminacji, w których występowała już w zeszłym roku z piosenką „Addiction” i była to jedna z tych piosenek, z których nic nie zapamiętałem. Jej tegoroczny utwór „Flashlight” jest typową power balladą w stylu bondowskim. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że utwór jest okropnie płaski, napięcie w nim w ogóle nie rośnie, a nawet spada podczas triolowej części B zwrotki. Refren oparty jest na motywach części A, co oznacza tyle, że brzmi praktycznie tak samo i wszystko zlewa się w jedną monotonną masę. Gdzież tam „Flashlight” do „Skyfall” Adele, czy (bez wątpienia inspirowanego piosenką Adele) „Rise like a Phoenix”, którą Conchita Wurst wygrała w 2014 roku. Sukces Conchity próbowali powtórzyć inni wykonawcy, m.in. Maria Elena Kyriakou z Grecji, która przedstawiła w 2015 roku balladę „One last breath”. Nie pomogły jej nawet głosy z ojczystego Cypru i ostatecznie zajęła w finale 19. miejsce. Power ballady raczej na dłuższy czas są spalonym gatunkiem na Eurowizji. Kasia Moś jednak intensywnie promuje swoją piosenkę, robi się wokół niej trochę szumu. Mam nadzieję, że nie takiego wyboru dokonają Polacy, gdyż w Kijowie piosenka skazana będzie na porażkę.

„Faces” zaproponowane przez Carmell (właściwie Małgorzatę Bernatowicz) jest kolejną piosenką, która brzmi jak miliony innych piosenek. Gitarowe ostinato nadające piosence rytm kojarzy mi się z reprezentującą w zeszłym roku Austrię „Loin d’ici”, natomiast bębny dynamizujące piosenkę w refrenie kojarzą się z „Only teardrops”, którym Dania wygrała w 2013 roku. Na pochwałę zasługuje fakt, że w świecie zdominowanym przez repetycje i kroki sekundowe, melodia „Faces” oparta jest na motywie kwartowym. Piosenki słucha się całkiem dobrze, choć jest nieco za wolna do tańczenia (bardzo ważny aspekt dla wielu Eurofanów). Utwór kończy się trochę w pośpiechu, nagle urwanym gitarowym outro, mimo że twórcom piosenki zostało jeszcze siedem sekund do wykorzystania.

„Reason” Agaty Nizińskiej to kolejna ballada w stawce. Trochę bawi mnie teledysk z teatralnie rozpaczającym korpoludkiem, zabawne jest też pierwsza scena, w której wokalistka podchodzi do fortepianu i wciska pojedynczy klawisz, a odzywa się akord. Wiem, nie ma to nic wspólnego z samą piosenką, ale w jakiś sposób świadczy o profesjonalizmie ekipy stojącej za piosenkarką, a dobry zespół jest szczególnie ważny przy produkowaniu eurowizyjnego show. Sama piosenka nie jest jednak najgorsza. W przeciwieństwie do „Flashlight”, piosenka daje wokalistce możliwość rozśpiewania się, szczególnie część B zwrotki. Refren ma w sobie pewną siłę, ciekawie brzmi też miarowy, ósemkowy rytm, wchodzący w poprzek wcześniejszego schematu rytmicznego, rozpoczynającego się zawsze od pauzy. Niestety, pierwsze 30 sekund jest niezbyt zachęcające do dalszego słuchania, szczególnie z rzadką instrumentacją (fortepian + perkusja). Trochę irytujące są też dośpiewywane „gotta”, „but-a”, które podejrzewam, że mogą sprawić kłopot w wykonaniu na żywo, bo zostawiono na nie bardzo mało czasu, który dodatkowo jest potrzebny na oddech. Posłuchamy, zobaczymy.

W zeszłym roku Jamala wygrała Eurowizję wstrząsającą piosenką o wysiedleniu tatarów krymskich w 1944 roku. Dlaczego więc nie wysłać chwytającej za serce piosenki o aktualnej tematyce? Rafał Brzozowski w „Sky over Europe” porusza temat uchodźców (Can’t you see over Europe the sky’s burning | welcome to our Land of milk and honey | yes we’re open but invitations are fading | night is cold and the morning isn’t coming). Niestety, robi to nieudolnie w monotonnej piosence, która ani nie stara się przepracować poruszanego zagadnienia w zdystansowany, żartobliwy sposób, ani też nie ma siły rażenia autentycznego tragizmu i cierpienia, które można było usłyszeć w piosence Jamali. W takiej formie brzmi to, jakby Rafał Brzozowski wycierał sobie gębę tematem uchodźców i jest to z każdej strony nie do przyjęcia.

Skoro w Eurowizji ostatnio najlepiej wypadają Szwedzi lub piosenki ze studiów szwedzkich producentów, to może warto pokazać, że Polacy nie gęsi, też swych Szwedów mają? Isabell Otrebus-Larsson jest córką polskich imigrantów i zgłosiła się do Eliminacji z piosenką „Voiceless”. Piosenka zaczyna się poważnie: „we can take a loaded gun and turn it into words”, słyszymy. Potem jednak wchodzi miarowy bit, a „Voiceless” zamienia się w monotonną piosenkę o miarowym, ósemkowym rytmie (czy twórcy piosenki nie słyszeli o synkopach?). W połączeniu z próbą poruszenia jakiegoś społecznego przekazu, okazuje się, że nabity pistolet z początku piosenki to jednak niewypał.

Małgorzata „Lanberry” Uściłowska wybrała metodę „na Cleo i Donatana” i zgłosiła anglojęzyczną wersję piosenki, która wcześniej podbiła polskie radiostacje. „Only human” wydaje się być nawet pewnym ulepszeniem w stosunku do polskojęzycznego „Piątku”, bowiem głupawy tekst nie narzuca się aż tak bardzo, zresztą „we’re only human, we’re not perfect” ma więcej sensu niż „gdy już zapomnisz o mnie, w piątek”. Zaletą tej piosenki jest fakt, że nie próbuje być niczym więcej niż jest – klubowym, piąteczkowym kawałkiem. Refren jest bezpretensjonalny i w Euroklubie wszyscy dobrze by się przy „Only human” bawili. Inna sprawa, że zaraz po wyjściu z klubu by o niej zapomnieli (tak w piątek, jak i w inne dni tygodnia). No i niestety finał Eurowizji przypada, hehe, w sobotę. Poważniejszy problem stanowi jednak fakt, że „Piątek” debiutował 6 sierpnia, a na Eurowizji nie mogą pojawić się piosenki opublikowane przed 1 września. Zmiana tekstu nie liczy się jako napisanie nowej piosenki, inaczej autorzy stadionowych przyśpiewek byliby cenionymi kompozytorami. Głos oddany na „Piątek” jest więc głosem oddanym na wielką niewiadomą, bo trudno powiedzieć, jaką piosenkę Lanberry będzie mogła zaprezentować w Kijowie.

„Ulalala” Anety Sablik stara się być tegorocznym odpowiednikiem piosenki Margaret z zeszłego roku, czyli tłustym klubowym bitem. Przy czym „stara się” jest słowem-kluczem. Tytuł piosenki przypomina nam jakże często męczącą nas z radioodbiorników pod koniec lat 90. piosenkę Alexii, a pierwszy wers „cause I’m happy” od razu przenosi nasze myśli w stronę popularnego utworu Pharella Williamsa. Jednak – kto by zwracał uwagę na słowa, gdy bit jest dobry i można się przy piosence pogibać. Ostatecznie „la-la-la” jest słowem najczęściej padającym w tekstach eurowizyjnych piosenek, które w ten sposób pokonują jakże trudną barierę językową. Niestety, cały ten klubowy nastrój zaczyna się robić niepokojący, gdy w powtórce refrenu pojawia się dziwny, niski dźwięk, który nie jest ani ładny, ani przyjemny, ani ciekawy. U-la-la…

Paulla w teledysku do piosenki „Chcę tam z Tobą być” zawarła kilka symboli Polskości. Są tam konie, jest fortepian (jesteśmy przecież Ojczyną Chopina!). Sama piosenka też jest tak bardzo polska – ckliwa, jednostajnie miarowa, trochę śpiewana, lecz bardziej krzyczana. A przecież są też w tym utworze elementy nowoczesne – elektroniczne „ko-ko-ko” z początku utwory czy fakt, że w teledysku funkcję kochanka, do którego wyśpiewuje swoje uczucia podmiot liryczny piosenki, spełnia ciemnoskóry mężczyzna. Zastanawiam się, czy to celowy zabieg – w drugiej zwrotce mamy nagromadzenie wyrażeń nawiązujących do czerni: „czarne myśli”, „mrok”, „noc”. Ale może to tylko pułapki lewicowej wrażliwości, która wszędzie węszy dyskryminację i rasizm? Piosenka Paulli jest jedynym polskojęzycznym utworem w stawce i szkoda, że nie potrafimy nic lepszego zaproponować w swoim ojczystym języku.

Olaf Bressa z piosenką „You look good” urwał się chyba z lat 90., gdyż ze swoim wysokim głosem i manierą śpiewania brzmi, jakby odbywał praktyki w zespole Just 5. Owszem, w zeszłym roku Frans z „If I were sorry” całkiem dobrze poradził sobie śpiewając piosenkę adresowaną głównie do nastolatek. Tak, Laura Tesoro całkiem daleko dojechała na najntisowej nostalgii ze swoim „What’s the pressure”, choć bardziej była to zasługa jej szałowej choreografii. Bądźmy jednak szczerzy – obydwie wspomniane piosenki były znacznie lepsze i nie wróżyłbym Olafowi ewentualnego sukcesu w Kijowie.

No dobrze, to sobie ponarzekałem, ale czas się określić, którą piosenkę wybrałbym, żeby reprezentowała Polskę na Eurowizji? Najchętniej żadną, bo żadnej nie daję szans na podbój Europy. Na awans do finału największe szanse mieliby chyba Carmell oraz Martin Fitch, choć w gęstwie podobnych piosenek raczej przepadną w finale. Optowałbym nawet za piosenką Lanberry, jednak w świetle regulaminu nie mogłaby wystąpić w konkursie. Niestety, podejrzewam, że Eliminacje wygra któraś z ballad, bo przecież Polacy są bardzo smutni i nie potrafią się bawić. W takim razie mam nadzieję, że będzie to Agata Nizińska z „Reason” a nie płaska ballada „Flashlight” Kasi Moś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *