Ashley Fure znana jest głównie z tego, że podczas ubiegłorocznych Międzynarodowych Letnich Kursów Nowej Muzyki w Darmstadcie zainicjowała projekt GRID (Gender Relations in Darmstadt) poruszający problem dyskryminacji kobiet w środowisku muzyki współczesnej. Ponieważ legenda i autorytet darmstadzkich kursów są wciąż w Polsce dość silne, od razu dyskusja o miejscu kobiet w muzyce współczesnej zaczęła się i nad Wisłą. I słusznie. Jednak z właściwym niektórym dogmatyzmem, choć chętnie powoływano się na argumenty Fure, nikt specjalnie nie przejął się jej twórczością. A szkoda, bo to zupełnie dobra kompozytorka, w Polsce niemal nieznana i chyba jeszcze niewykonywana. Pora zatem zapoznać się z jej dorobkiem na przykładzie „Feed Forward” z 2015 roku.
Punktem wyjścia dla Fure, podobnie jak dla wielu współczesnych kompozytorów, są rozszerzone techniki wydobycia dźwięku. Pociągają ją w nich szczególnie dwie rzeczy: bogate spektrum harmoniczne oraz ich niestabilność i nieprzewidywalność. Element spektralny bardzo łatwo można usłyszeć w gęstych akordach, które nakłada na poszarpane linie instrumentalnych szumów i zgrzytów. Dzięki temu nawet najbrudniejsze, najbrzydsze dźwięki brzmią u Fure pięknie. Niestałość, niestabilność brzmienia rozszerzonych technik wykonawczych staje się u niej natomiast źródłem napięcia pomiędzy jasno sprecyzowaną formą, a ulotnym i nie do końca przewidywalnym kształtem brzmieniowym.
Na tych założeniach opiera się również „Feed Forward”. Cienkie i postrzępione linie zgrzytów i szumów przerywane są przez porządkujące przebieg czasowy utworu uderzenia perkusji. Każde uderzenie przynosi zmianę instrumentacji. Z czasem poszczególne brzmienia zaczynają się na siebie nakładać, a kolejne perkusyjne „cięcia” przychodzą coraz częściej. W ten sposób budowane są w utworze kolejne kulminacje, po których krótkim rozładowaniu, od razu rozpoczyna się budowanie następnej. Wraz z rozwojem utworu coraz większą rolę zaczynają spełniać statyczne, spektralne akordy, które po ostatniej kulminacji pojawiają w coraz dłuższych segmentach przerywane jedynie przez zgrzytanie kontrabasu w najniższym rejestrze. Utwór brzmi naprawdę świetnie, a moim ulubionym efektem są świerszczowate ćwierknięcia w drzewie. Forma jest bardzo prosta i może kojarzyć się z licznymi porządkowanymi przez perkusję utworami z lat 50. i 60. (m.in. „Gry Weneckie” Lutosławskiego), jednak jest w tej konsekwencji coś bardzo wciągającego.
Zainteresowanych odsyłam do partytury dostępnej na stronie kompozytorki.