Z archiwum KS: Najlepsze z najlepszych 2017 – prawykonania

Nie wszystkie zeszłoroczne prawykonania spotkały się z uznaniem publiczności. Po niektórych utworach słychać było nawet gwizdy…

Z zamiarem ułożenia osobnej listy z najlepszymi prawykonaniami nosiłem się już w zeszłym roku, ale: a) w końcu zwyciężyło lenistwo; b) trudno było mi ułożyć listę aż dziesięciu naprawdę wartościowych utworów. W tym roku widać miałem więcej szczęścia, bo ułożyłem nie tylko listę, ale też znalazło się wiele utworów, które na listę nie trafiły, a które warto wyróżnić. Byłem też w zeszłym roku na większej liczbie festiwali, które śledziłem w całości (Festiwal Prawykonań, Poznańska Wiosna Muzyczna, Musica Electronica Nova, KODY, Neoarte. Syntezator Sztuki), prawie w całości (Warszawska Jesień) lub choć szczątkowo (Sacrum Profanum). Zanim jednak przejdę do listy pora ustalić kilka reguł. Po pierwsze, ograniczam się wyłącznie do prawykonań polskich kompozytorów (choć traktuję tę kategorię dość szeroko). Słyszałem wprawdzie parę prawykonań zagranicznych kompozytorów, ale daleko tym kilku utworom do reprezentatywnego przeglądu światowej twórczości. Po drugie, utwory musiałem usłyszeć na żywo. Wysłuchanie nawet najciekawszego utworu z nagrania niesie ze sobą jednak inne emocje niż te, które towarzyszą prawykonaniu. Nie zawsze też wszystkie elementy utworu da się uchwycić w dwukanałowym nagraniu czy rejestracji wideo. Po trzecie, chciałem ukazać możliwie najszersze spektrum polskiej sceny kompozytorskiej, więc nagrodziłem tylko po jednym utworze każdego kompozytora lub z jednego koncertu. Część z tych koncertów nagrodziłem lub wyróżniłem jednak w swoim drugim podsumowaniu.

Kiedy sporządziłem swoją wstępną listę, spojrzałem na nią krytycznie i stwierdziłem, że bardzo po niej widać, że jestem białym mężczyzną z Wrocławia. No, jestem. Jeśli moje pochodzenie faktycznie wpływa na moje wybory wybory estetyczne, to trudno mi to zmienić nie tracąc jednocześnie szczerości i autentyzmu tej listy. Chcąc jednak w jakiś sposób złagodzić szczególnie mój podświadomy i podskórny szowinizm, chciałbym wyróżnić w tym miejscu przede wszystkim utwory kompozytorek, które w zeszłym roku zdecydowanie znalazły się po stronie plusów, lecz – z różnych przyczyn – nie trafiły na listę. Mother Lode I-III Agaty Zubel był teoretycznie instalacją dźwiękową, ale nie dajmy się oszukać: był to utwór muzyczny, lecz bardzo site specific. Szczególnie podobały mi się „industrialne” brzmienia perkusji wykonywane w dawnym warsztacie mechanicznym. BUNGABU…, to znaczy BURUNDANGA Anny Zaradny była ciekawsza na poziomie konceptualnym, a ostatecznie wpadła w charakterystyczny dla kompozytorki noise’owy idiom, co przecież jednak wcale nie jest wadą. Wreszcie trzy utwory wykonane na wyróżnionym już koncercie Postensemble – postinternetowy cu_t|e_#2 Marty Śniady ze wspaniałymi kociakami żrącymi mięcho, choć z minusem za pisownię tytułu; intrygujący „modowy” Ready to wear Moniki Szpyrki czy krótki, acz treściwy bol Teoniki Rożynek. Zresztą – wszyscy panowie biorący udział w tym koncercie też bardzo dobrze się spisali.

10. Ex aequo: Elżbieta Sikora – Symfonia Wrocławska Sonosphère III & IV. Symfonia Wrocławska i Piotr Tabakiernik – Symphonic piece

Sporządzając listę długo wahałem, co umieścić na ostatnim miejscu i wreszcie zdecydowałem się na dwa utwory symfoniczne, które niesfornie wyłaziły poza salę koncertową. Symfonia Wrocławska zaczynała się w foyer Narodowego Forum Muzyki, utwór witał już wchodzącą na salę publiczność, co zresztą prowadziło do zabawnych sytuacji, gdy słuchacze starali się wzajemnie uciszać. Potem zaś utwór bardzo dobrze rozgrywał przestrzeń sali koncertowej i tworzył iluzje mamiąc ucho słuchacza dźwiękami z głośników. Wreszcie całość utworu została spięta zgrabną klamrą i było to godne pożegnanie Elżbiety Sikory z festiwalem Musica Electronica Nova.

Z drugiej strony utwór Piotra Tabakiernika zaczął się wprawdzie klasycznie, ale potem już tylko przebijał czwartą ścianę konstruując utwór ze wszystkich tych drobnych okołokoncertowych rytuałów, które zazwyczaj znajdują się na drugim planie (choć bywają jego mistrzami, jak choćby kosze kwiatów po koncertach „Warszawskiej Jesieni”). Trudno też nie docenić humoru kompozytora, za którego sprawą do Doroty Szwarcman trafiła karteczka z instrukcją: „ponarzekaj na to i na tamto”. Pomimo humorystycznego wydźwięku, utwór bronił się na poziomie czysto formalnym i dźwiękowym i przede wszystkim za to znalazł się na liście.

9. Rafał Zapała – Concentus Apparatus I

Słyszałem obydwie tegoroczne odsłony „koncertowej maszyny” Rafała Zapały, która wciąż jest prototypem. Choć w drugiej, kwartetowej znacznie lepiej funkcjonowały interludia pomiędzy poszczególnymi miniaturami, które „nasiąkały” treścią owych segmentów, mniej podobały mi się jednak arbitralne określenia poszczególnych sekcji, oraz ograniczenie głosowania do jednego głosu. W pierwszej, zespołowej wersji maszyny podobała mi się zarówno matryca, po której można było się poruszać, jak również obsesyjne klikanie w smartfony, które było konsekwencją gry, go której zaprosił słuchaczy Zapała. Nie wiem, czy prototyp maszyny wejdzie kiedykolwiek do masowej produkcji i szerszej dystrybucji, jednak był to z pewnością jeden ciekawszych muzycznych konceptów minionego roku.

8. Paweł Hendrich – Hordiaver

O muzyce Pawła Hendricha napisałem parę artykułów, dlatego mogę być nieobiektywny. Z drugiej strony, to właśnie dobra znajomość tej twórczości pozwoliła mi docenić syntezę, której kompozytor dokonał w tym utworze: połączenia rozmytych, chmurzastych faktur z utworów z ostatnich lat z rytmiczną precyzją utworów z czasów Diversicorium. Ponadto już standardem w kompozycjach Hendricha jest wyrafinowana konstrukcja formalna, tym razem rozgrywana na kilku poziomach utworu.

7. Paweł Mykietyn – Herr Thaddäus

Kiedy zobaczyłem partyturę do nowego utworu Mykietyna, przeraziłem się. W całym utworze kompozytor stosuje tylko jedną wysokość dźwięku: des, a dodatkowo przepuszcza go przez coraz lepiej znany z jego dzieł patent z ciągłym accelerando. A jednak – grając przestrzenią, rejestrem i artykulacją Mykietyn na jednym dźwięku napisał bardzo dobry utwór (podobnie jak Giacinto Scelsi w Quattro pezzi). Upływ czasu porządkował odgłos piłeczki pingpongowej: wpierw niezauważalny, potem coraz gęstszy, aż wreszcie zlewający się w jedno pasmo brzmieniowe. Podobnie można było odnieść wrażenie, że w końcu znajdujemy się w środku krążącego po sali dźwięku des. Kompozytor postawił przed sobą wyzwanie i mu sprostał. Teraz jednak czekam na jakieś nowe pomysły w twórczości Mykietyna. I tylko wciąż nie wiem, co miał do tego wszystkiego Pan Tadeusz…

6. Kuba Krzewiński – Another air

Z całego koncertu Postensemble ten utwór najbardziej przypadł mi do gustu. Na scenę muzyki współczesnej w Polsce wniósł trochę świeżego powietrza (dosłownie!) za sprawą rozstawionych wzdłuż sali wentylatorów. Bardzo dowcipne rozegranie „powietrznego” idiomy w muzyce współczesnej i bardzo przyjemna odmiana, że zamiast znów coś słuchać i oglądać, można coś posłuchać i poczuć. I tylko wciąż uważam, że Just another air byłoby lepszym tytułem…

5. Paweł Malinowski – Dziś wydaje się, że jest lepiej

Utwór w bardzo subtelny sposób poruszał kwestię polskiej transformacji – zjawiska, które sądząc po metryce kompozytor zna raczej z drugiej ręki lub z mglistych wspomnień. Słychać było strzępy wypowiedzi Polaków komentujących zachodzące przemiany oraz echa muzyki popularnej tamtych czasów. Co ciekawe – kompozytor bezbłędnie podrobił ten styl, ani razu nie sięgając po cytat. Wreszcie przy pomocy światła i wideo utwór wprowadził w nową lepszą rzeczywistość (choć nie bez cienia nostalgii), w drugiej, bardzo statycznej sekcji pokazując ujęcie na Pałac Kultury i częściowo rozebraną rotundę PKO, nad którą przelatuje ptak. „Jest kompozytor!” – mówił ponoć Andrzej Chłopecki, będąc świadkiem udanego kompozytorskiego debiutu. Okrzyk ten przypomniał mi się, gdy słuchałem dyplomowego utworu Pawła Malinowskiego. Nie będę może od razu ogłaszał narodzin gwiazdy, ale… „jest kompozytor!”.

4. Cezary Duchnowski – Bal wiosennej pełni

Utwór, w którym Cezary Duchnowski choć na moment pozbywa się ironicznego uśmiechu i kompozycji wychodzi to tylko na dobre. Duchnowski wykorzystuje elementy performansu, świetnie gra przestrzenią i światłem, rozgrywając kolejne fragmenty utworu między rozświetlaną i zaciemnianą sceną, a krążącą po sali elektroniką i ustawionymi na balkonach muzykami. Wreszcie w przejmującym finale wprowadza na scenę diabelskie skrzypce i wprawia słuchacza w rytualny trans. Zdecydowanie najlepszy utwór Cezarego Duchnowskiego od czasu Ogrodu Marty.

2. ex aequo: Piotr Peszat – Untitled folder i Jacek Sotomski – Alternative music

Obydwa utwory w tej klasyfikacji parę razy zamieniały się miejscami i w końcu zdecydowałem, że nie mogę wskazać, który podobał mi się bardziej i umieszczę je ex aequo na drugim miejscu. No bo jak tu wybrać pomiędzy muzykami bez żenady jedzącymi lody przy akompaniamencie sonaty księżycowej i głosu mówiącego, że „kultura, nauka i sztuka są ważnymi elementami naszego społeczeństwa” w utworze Peszata, a sensualnie rozwijającymi się paprociami i lecącymi na twarz parówkami przy akompaniamencie preludium C-dur Bacha w utworze Sotomskiego? Dodatkowo Peszat rezygnuje tu na moment z wideo, a Sotomski porzuca muzyczny autotematyzm, który tak mocno przewija się przez jego inne ostatnie utwory (AccordionGO, We Are Number One but see the description, Dzięki, Leszek w nieco mniejszym stopniu Healing nature and joy of music) i w obydwu przypadkach muzyczności utworów wychodzi to tylko na dobre. Zdecydowanie najlepsze zeszłoroczne utwory kompozytorów, którzy zaliczyli bardzo udany rok.

1. Pierre Jodlowski – Ghostland

Czy ktoś jest zaskoczony? O żadnym innym utworze nie toczyłem tak długiej i zażartej dyskusji. Utwór Jodlowskiego najbardziej mnie w zeszłym roku poruszył zarówno mistyczną historią, którą próbował opowiedzieć, jak również perfekcyjnym i drobiazgowym zaplanowaniem każdego elementu tego multimedialnego spektaklu. Utwór stanowi kulminację i połączenie wątków czasu i pewnej nieobecności, fantomowości w dorobku kompozytora. „Sonata korporacyjna” otwierająca drugi rozdział kompozycji była porywająca pod względem muzycznym i niosła konkretny przekaz społeczny. Forma tego około godzinnego utworu nieubłaganie i prostą linią prowadziła w stronę końcowego katharsis. Dlaczego więc moja opinia tak bardzo różniła się od większości środowiska muzycznego? Niektórzy sugerowali, że moja gorąca sympatia dla utworu wynika z niedouczenia i ignorancji. Być może, jednak nie da się już tego zmienić – utworu słuchałem w takich, a nie innych warunkach. Ciekawy jednak jestem, jak na Ghostland zareaguję za parę lat. Być może moja opinia diametralnie się zmieni. W tym roku jednak było to prawykonanie, które przeżyłem najsilniej i zdecydowanie jeden z lepszych słyszanych przeze mnie utworów Jodlowskiego: kompozytora, którego dzieła znacznie częściej doceniam niż lubię.

Dziękuję wszystkim kompozytorom, którzy dostarczyli mi w zeszłym roku tylu pozytywnych wrażeń i życzę owocnego roku 2018!

PS. W zestawieniu nie ma żadnego utworu z Festiwalu PrawieKonań. Ależ zaskoczenie… (ale, żebym był sprawiedliwy – festiwalowe utwory PRASQUALA, Marcina Stańczyka i Sławomira Kupczaka zachowałem w życzliwej pamięci).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *