Sezon eurowizyjny zacząć czas! Co prawda reprezentanci innych państw byli wyłaniani i podawani do publicznej wiadomości już od grudnia, ale nie jestem aż tak zafiksowany, żeby śledzić proces eliminacyjny we wszystkich czterdziestu dwóch krajach. Co innego w Polsce. Już po raz trzeci Krajowe Eliminacje odbywają się według podobnej formuły – ze zgłoszonych piosenek komisja wybiera dziesięć, które następnie wykonane na żywo będą oceniane przez jury i publiczność. Przesłuchałem te piosenki, żeby już nie musieli tego robić moi czytelnicy…
Saszan, a właściwie Roksana Pindor, jest polską wokalistką, autorką tekstów i blogerką. Nie wiem, czym poświadczone są jej kompetencje wokalne, ale na pewno ma udokumentowane wysokie kompetencje we wskakiwaniu do wody, bowiem była finalistką polsatowskiego programu Celebrity Splash! Jej piosenka Nie chcę Ciebie mniej (cóż za konfundujące podwójne przeczenie!) jest raptem jedną z trzech polskojęzycznych kandydatur. Lekko szorstki głos wokalistki wpada w stereotyp polskiego kobiecego popu, gdzieś daleko inspirowanego charakterystyką głosu Katarzyny Nosowskiej czy Agnieszki Chylińskiej. W połączeniu z walorami produkcyjnymi à la „hity Radia Zet” otrzymujemy piosenkę doskonale nijaką. Szczególnie irytuje mnie przed-refren, w którym ta sama melodia powtarza się trzy razy bez zmian. A przecież uczył nas Leonard B. Meyer, że za trzecim razem trzeba coś zmienić… Na żywo Saszan ma problemy z utrzymaniem intonacji, więc przewiduję, że będzie miała też problemy z awansem na Eurowizję.
Monika Urlik akurat ma papiery na śpiewanie, gdyż studiowała śpiew na wydziale wokalno-estradowym ZPSM w Warszawie. Ma też pewną moja sympatię ze względu na triumf na festiwalu piosenki „Karolek” (pozdro dla kumatych). Ma, niestety, też typową przeciętną eurowizyjną piosenkę z mocno gitarowym akompaniamentem, w której w miarę wyrazisty jest jedynie refren z powtarzanym tytułowym słowem – Momentum. A pomimo papierów na śpiewanie mocno rzuca mi się w uszy przejaskrawiona barwa głosu wokalistki w górnym rejestrze. Niby wstydu nie ma, ale nie przewiduję, by Krajowe Eliminacje były „momentum” dla Moniki Urlik.
Isabell Otrebus piosence Delirium już pierwszymi słowami kojarzy się z piosenką Destiny’s Child. Pod względem muzycznym to inny, już bardziej współczesny klimat: mieszanina popu z r’n’b i kolejnym krzykliwym refrenem z powtarzaniem tytułowym słowem i „kaczuchowatą” (no, takie kwa-kwa-kwa) elektroniką. Nosujący głos wokalistki lekko drażni a angielszczyzna pobrzmiewa zaskakująco silnym akcentem jak na osobę wychowaną w Szwecji. Isabell występowała w Krajowych Eliminacjach już w zeszłym roku i znalazła się tuż za podium. Trzeba przyznać, że jej zeszłoroczny utwór Voiceless był znacznie słabszy, a jeśli zeszłoroczny sukces drugiego podejścia do Eliminacji Kasi Moś miałby oznaczać, że komisja nagradza wytrwałość artystów, to Isabell urasta do rangi faworytów. Jeśli jednak wygra, to uznam, że komisję ogarnęło zbiorowe delirium.
Love is stronger Ifi Ude to dziwna piosenka i po wielu przesłuchaniach ciągle nie mogę zdecydować, czy mi się podoba czy nie. Na pewno na plus należy policzyć nowoczesną produkcję, łącząca elementy etniczne (w dziwnym fusion elementów folkloru afrykańskiego i celtyckiego) z tłustą, przesterowaną elektroniką. Podoba mi się też chwytliwy refren, oraz w jaki sposób piosenka się rozwija, cały czas dodając nowe elementy zarówno w zakresie melodii, jak i instrumentacji. Nie podoba mi się dziwna wokaliza na początku, nie zapadające w pamięć zwrotki oraz zbyt szybko wyrecytowane słowa „I want you to be happy” w bridge’u w języku Ibo. Choć nie jest to elektrofolk klasy Aminaty Savadogo z 2015 r., to jednak piosenka na pewno zwracałaby na siebie uwagę w Lizbonie. Wybór Ifi byłby również bardzo trafny w obecnym klimacie politycznym. Reprezentowanie Polski przez córkę Polki i Nigeryjczyka pomogłoby ocieplić wizerunek kraju, powszechnie posądzanego obecnie o ksenofobię i rasizm. Z drugiej strony, piosenka traktuje o miłości macierzyńskiej, więc dodatkowo pokrywa się z obecną prorodzinną polityką rządu. Tak tylko podpowiadam, ale i tak wiem, że nikt mnie nie czyta, a komisja na Krajowych Eliminacjach nie rozumie niuansów eurowizyjnej polityki…
Zespół Future Folk już zdążył zrazić do siebie fanów wypuszczonym wideo z piosnką Krakowiacy i Górale. Reakcje były tak negatywne, że nagranie natychmiast zniknęło z sieci. Potem na YouTube wróciło pierwotne nagranie przytomnie zarchiwizowane przez jakiegoś internautę z dobrym refleksem. Posłuchałem, rzeczywiście było skandalicznie prostackie, jakby muzycy z Future Folk za wszelką cenę postanowili potwierdzić skandaliczną tezę prof. Hartmanna, że „zrodzona z najlepszych chęci synteza ludowego z wysokim zawsze daje w końcu coś półinteligencko średniorosłego”. Przy czym akurat te słowa „wysokim” trzeba wziąć w podwójny albo i potrójny nawias. W Internecie pojawiła się opinia, że wypuszczony przez zespół film był tylko trollem, a prawdziwą piosenkę usłyszymy dopiero podczas Krajowych Eliminacji. Oby, bo inaczej będzie wstyd na miarę Olafa Bressy.
[wideo brak :(]
Kilka tegorocznych piosenek (Saszan, Monika Urlik, Isabell Otrebus, Pablosson) powstało w szwedzkich fabrykach eurowizyjnych przebojów, które są najpopularniejszym towarem eksportowym tego kraju. Pojawił się jednak bohaterski DJ, który postanowił odwrócić ten trend, podnieść polską muzykę z kolan i wyprodukować piosenkę, którą wykona szwedzki wokalista. Gromee, bo o nim mowa, być może zainspirował się JOWSTem z Norwegii, który w zeszłym roku też firmował swoim pseudonimem piosenkę, której sam nie śpiewał, a jego nowoczesna produkcja znalazła się ostatecznie w pierwszej dziesiątce. Light me up może nie jest aż tak progresywną piosenką, w zasadzie brzmi jak dobrze wyprodukowany radiowy hit i w ogóle bym nie pomyślał, że do czegokolwiek potrzebny w niej DJ, dopóki po pierwszym pokazie refrenu nie pojawia się „kaczuchowata” elektronika. Lukas Maijer dysponuje dobrym głosem, piosenka jest bardzo profesjonalnie zrobiona, refren niezwykle chwytliwy, a żywe tempo zachęca do tańczenia. Niby niczym nie zachwyca, lecz jest to utwór doskonale solidny. Wśród fanów i w mediach społecznościowych dość silny jest trend #TeamGromee i podejrzewam, że to właśnie najlepszy polski DJ w kapeluszu będzie reprezentował Polskę w Lizbonie.
Pablosson, czyli Paweł Stasiak w duecie ze Szwedem Jensem Bjereliusem, w piosence Sunflower zwraca się ku latom 90., a refren brzmi boleśnie eurodance’owo, choć z tą różnicą, że nie wywołuje ciepłych nostalgicznych skojarzeń. Wokalista ponadto śpiewa z silnym słowiańskim akcentem, który zresztą też przywodzi na myśl środkowoeuropejskich reprezentantów na Eurowizji w latach 90. Co on się tak uparł na tę ostatnią dekadę XX wieku?! Czy nie wie, że właśnie zaczęła się już nostalgia lat dwutysięcznych – oto jest trend do którego lepiej nawiązać. Nawet abstrahując od jej dawno minionego terminu ważności, piosenka jest po prostu bardzo słaba. Gdzie oni ją znaleźli? Na wyprzedaży w szwedzkim outlecie?
Marta Gałuszewska na Krajowe Eliminacje przetłumaczyła po prostu swoją piosenkę Nie mów mi nie na Why don’t we go. A może w planach była od razu wersja anglojęzyczna? Gdy wsłuchamy się w polską wersję, usłyszymy w tle padające słowa „why don’t we go”… Na pewno za to piosenka nie była od razu pisana z myślą o Eurowizji, bo przekracza dopuszczalny czas trwania o pół minuty i w razie zwycięstwa będzie musiała przejść konieczny skrót. Piosenka jest bardzo żywa i wprost nadaje się na dyskotekę w gimnazjum. A nie, gimnazja teraz zlikwidowano. To w podstawówce. Nie przesadzam tutaj, bo charakter piosenki i pewne cechy produkcji kierują propozycję Marty Gałuszewskiej raczej do nastolatków. Momentami (szczególnie polska wersja językowa) przypomina mi W stronę słońca Eweliny Lisowskiej, która właśnie w tej grupie odbiorców cieszyła się szczególnym powodzeniem. Poza tym, że piosenka jest dość infantylna, a po refrenie mamy kolejny przykład „kaczuchowatych” przetworzeń głosu, to nie mam większych zarzutów. Marta Gałuszewska dopiero co wygrała 8. Voice of Poland, więc śpiewać na pewno potrafi…
„O-o-o-o-o” – kiedy słyszę początek refrenu piosenki Don’t let go duetu Happy Prince od razu przypomina mi się Michał Szpak ze swoją piosenką Colour of your life. Piosenki Szpaka bardzo nie lubiłem, bo brzmiała strasznie niemodnie i w ogóle się chciała się rozwijać. Pod tym względem piosenka duetu jest balladą z wokalizą w refrenie, którą chciałbym usłyszeć wówczas w wykonaniu Michała. Od fortepianowego powtarzanego motywu poprzez coraz mocniejszą perkusję piosenka wciąż się rozwija. W refrenie dochodzi drugi głos, w drugiej zwrotce – chórki. Piosenka jest melancholijna, głos wokalisty przyciemniony, lecz jednocześnie miękki. W bridge’u obowiązkowo odchudzona jest instrumentacja, a wokalista wchodzi w falset, po czym refren powraca ze zdwojoną siłą. Jeśli wysyłać ballady, to właśnie takie. Z drugiej strony: dość tych ballad, wyślijmy coś żywego.
Piosenka Mai Hyży konfunduje podwójnym tytułem Błyk (Skin) – czyżby wokalistka sugeruje, że po ewentualnym sukcesem zamierza przetłumaczyć piosenkę, tylko nie wyrobiła się z tym na Krajowe Eliminacje? Trochę się obawiam tej wersji anglojęzycznej, bo skoro artystka ma problemy z prozodią języka polskiego i w irytujący sposób akcentuje np. Cię, to w języku obcym może być tylko gorzej. Poza tym piosenka jest kolejną produkcją à la Radio Zet, w ogóle nie poddaje się żadnemu rozwojowi. Ot, gdyby leciała gdzieś w tle, to może by się lepiej sprzątało. Ale więcej nic…
Wróżę sukces Gromee’ego, który byłby wyborem popularnym. Ifi Ude byłaby dobrym wyborem politycznym. Mam za to nadzieję, że nie wygra Isabell Otrebus, bo to będzie jedynie nagroda za wytrwałość…