
6/10. To najgorszy wynik w historii moich typowań. Żegnamy Polskę, która niestety była zbyt statyczna. Żegnamy Belgię, która miała średnią oprawę sceniczną, choć bardzo dobrze wyprodukowaną piosenkę. Żegnamy Węgry, które widocznie nie potrafiły trafić do szerszej publiczności. I żegnamy (chlip, chlip) Portugalię, w której – w ramach własnej, dziwacznej konwencji – wszystko było dopracowane i na swoim miejscu. Zamiast tego weszła Serbia, Białoruś, San Marino i Czechy – z tych ostatnich akurat się cieszę. No dobrze, ale co jeszcze wiemy po pierwszym półfinale?
1. Najfajnieszy moment – rzucenie w publiczność wielką dmuchaną piłką podczas greckiej piosenki. Nawet sobie nie wyobrażam, jaka to musiała być frajda, gdy ta piła poleciała w stronę fanów, ale ja miałem wielką przyjemność z patrzenia jak potem latała ponad głowami słuchaczy.
2. Największy comeback – San Marino. Serhat w pierwszej zwrotce tak okropnie fałszował, że myślałem, że nie ma szans na awans. Po refrenie chórkom udało się ustalić tonację i dalej poszło już gładko. Na tyle gładko, że awansowali.
3. Największy luz – Czechy. Niesamowite, z jakim luzem występowało na scenie Lake Malawi, a przecież musieli jednocześnie pamiętać o tym, żeby w odpowiednich momentach znajdować się w tych ramkach, z których operatorzy wycinali kadry na potrzeby telewizyjnej transmisji. Szacun.
4. Największe rozczarowanie – Cypr. Prawdę mówiąc choreografia do „Replay” wcale nie była tak efektowna, właściwie była mi dość obojętna. A Tamta bardzo słabo śpiewała. Myślę, że piosenka nie powtórzy zeszłorocznego sukcesu Cypru, a nawet może wypaść z pierwszej dziesiątki, która wcześniej wydawała się pewna.
5. Najnowszy trend – nostalgia lat dwutysięcznych. Niby nic nowego, mówiło się o tym zjawisku już od paru lat, ale pierwszy raz trafiło na Eurowizję w piosence ZENY ubranej w strój galerianki, śpiewającej pop w stylu młodej Britney Spears czy Christiny Aguilery w towarzystwie fikających salta dwóch B Boyów. No i choreo było całkiem niezłe, dużo bardziej naturalne niż wymuszone i wyuczone z Cypru.
6. Najlepsze muzyka – wizytówki. Po raz pierwszy wizytówki artystów nie były tymi 30 sekundami, które chciałem przewinąć. Pod względem produkcyjnym były naprawdę świetnie zrobione i nie tylko pokazywały Izrael jako piękny i zróżnicowany kraj, ale też miały bardzo ciekawe tło muzyczne, które – mniej lub bardziej – korespondowało ze stylem danego wykonawcy. Słuchało się tego na tyle dobrze, że często żałowałem, że już się kończy. Brawo!
7. Największa ofiara sezonu pylenia – Katerine Duska. Jejku, jej głos jest tak strasznie nosowy. Niech ktoś jej poda chusteczki!
No dobrze, a teraz moje przewidywania na dzisiejszy wieczór:
1. Holandia
Główny faworyt do wygrania w całym konkursie. Już motyw wstępu przyciąga uwagę. Potem zostajemy z bardzo oszczędną instrumentacją i głosem wokalisty. Duncan Laurence śpiewa delikatnym, wrażliwym głosem, czysto wchodzi w falset. Piosenka bardzo dobrze się rozwija, stopniowo dochodzą do niej kolejne elementy, całość wzbiera niczym fala. W wersji studyjnej trochę przeszkadza mi, że refren wybucha zbyt gwałtownie i potem wycofuje się na zwrotkę. Ale już w wykonaniach na żywo Duncan śpiewał na zasadzie ciągłego crescendo, co dobrze robi tej piosence. Niestety, na żywo też dośpiewywał na koniec motyw ze wstępu, zamiast zostawić go w partii taśmy na rozładowanie napięcia. To trochę, jakby po kropce ostatniego zdania dopisać jeszcze trzy litery. wtf
2. Szwajcaria
Nie wiem skąd potrzeba reprezentanta alpejskiego (czy jakiegokolwiek innego europejskiego) kraju, by śpiewać piosenkę w stylu latino. Ale Luca Hänni ewidentnie czuł taką potrzebę i wyszło z tego takie trochę „Eurocito”. Ale skoro Despacito dzierży rekord wyświetleń na YouTubie, to pewnie i „She got me” wypadnie dobrze. Tym bardziej, że choreografię podobnie jak w przypadku Cypru układała Sacha Jean-Baptiste, a Luce trochę lepiej wychodzi tańczenie i śpiewanie niż Tamcie. Acha, i jeszcze tylko powiem, że Luca w refrenie śpiewa „she go low”, a nie „żigolo”.
3. Rosja
Po porażce, jaką było trzecie miejsce Rosji w 2016 roku (tym bardziej bolesną, że wobec Ukrainy) Sergey Lazarev wyszedł wreszcie z łagru i dostał szansę, żeby się zrehabilitować. Słuchając i oglądając jego piosenkę możemy mieć déjà vu, bo w Rosji ewidentnie stwierdzono, że skoro już wywalili tyle kasy na oprawę poprzedniej piosenki Sergeya, to czemu by nie wykorzystać niektórych efektów ponownie. Znów więc będą hologramy, błyskawice. Fakt, nie będzie projekcyjnej ścianki wspinaczkowej, zamiast nich będą kubiki. Ale Sergey znów będzie pozował z uniesioną w górę pięścią, co najmniej jakby był anarchistą (może jest, kto wie?) Ale bądźmy szczerzy – dość melodramatyczna ballada „Scream” nie jest tak efektowna jak „You Are The Only One”. Nawet jeśli bardzo lubię bridge z tej piosenki. Sergey będzie musiał wrócić do łagru, kto wie, na jak długo.
4. Malta
„Chameleon” Micheli to chyba najsympatyczniejsza piosenka w tegorocznym Konkursie. Od pierwszego funkowego motywu, przez r’n’b początku, perkusyjne przejścia, po pobrzmiewający Karaibami bridge. I w ogóle bardzo podoba mi się, że po powrocie refrenu, zamiast zgodnie z regułami powtórzyć go dwa razy, wraca bridge, tylko mocniejszy. Piękny jest też teledysk do piosenki, mieniący się kolorami, jak przystało na numer o kameleonie. Z fragmentów prób wynika, że kolorów nie zabraknie też na scenie w Tel Avivie, bardzo podobało mi się też to, co widziałem z choreografii, mającej w sobie coś zwierzęcego. No i z tego co słyszałem Michela śpiewa pewnie i czysto. Pewny awans do finału i duża szansa na pierwszą dziesiątkę (a może nawet piątkę?).
5. Azerbejdżan
Hmm… jakie fajne połączenie elementów etnicznych i nowoczesnej elektronicznej produkcji. Kto napisał tę piosenkę? Aha, Boris Milanov. Główny architekt dobrych wyników Bułgarii w ostatnich latach nie mógł w tym roku reprezentować swojej ojczyzny, która wycofała się z Konkursu. W tym roku można usłyszeć więc jego dwie piosenki: Malty i właśnie Azerbejdżanu. To już jest znak jakości sam w sobie (jak oprawy sceniczne robione przez Sachę Jean-Baptiste). A do tego Chingiz naprawdę dobrze śpiewa, na żywo jeszcze bardziej podkreśla etniczny element piosenki. Nie wiem wprawdzie, co na scenie robią robotyczne ramiona skanujące wokalistę laserami, ale może to jakieś nowe osiągnięcie azerskiej myśli technologicznej.
6. Szwecja
W zeszłym roku Cesár Sampson podbił serca eurowizyjnej publiki soulową piosenką. W tym roku reprezentant Szwecji, John Lundvik idzie o krok dalej i wraz z chórem Kościoła Baptystów w Sztokholmie prezentuje rasowy gospel w „Too late for love”. Piosenka może nie jest szczególnie oryginalna (ogólnie, bo na Eurowizji gospel za często się nie pojawia), ale John śpiewa z zaangażowaniem, piosenka jest generalnie do gibania się, a to też ważne, gdy przychodzi do głosowania. A poza tym to Szwecja, a Szwecja przeważnie wypada dobrze i ostatnio zawsze kończy w pierwszej dziesiątce w finale. Swoją drogą ciekawa sprawa – na ostatnich pięciu Konkursach Szwecję reprezentują solowi wokaliści. A ponieważ Szwedzi na Eurowizji są tredsetterami, w tym roku po raz pierwszy (a przynajmniej od lat, bo nie sięgałem do konkursowej archeologii) jest więcej wokalistów niż wokalistek w Konkursie.
7. Norwegia
Ależ ta piosenka jest tanim Eurowizyjnym popem. „Spirits in the sky w charakterze” bardzo mi przypomina zeszłoroczne „Monsters” Saary Aalto. Prosty beat, do którego aż chce się maszerować, wpadająca w ucho melodia. No i jeszcze te wstawki w języku norweskim i pseudo-etniczny bridge! W ogóle pomyślałem sobie, że KEiiNO to takie norweskie Ich Troje: jest główny facet, główna baba i ten drugi niższy facet. W Norwegii pewnie też nie wiedzą, jak nazywa się ten trzeci. Straszny kicz, ale doskonale wpisujący się w eurowizyjną konwencję. Głosami zaprzyjaźnionych krajów skandynawskich pewnie wejdzie do finału i na pewno trafi na moją eurowizyjną playlistę.
8. Albania
W pierwszym półfinale nie typowałem ballady i mnie pokarało. To się poprawiam, tym bardziej, że „Ktheju tokës” jest lepsze od serbskiej piosenki. Ważną rolę spełnia w nim element etniczny i bębnowy rytm („drums, tere have to be drums”, powiedziała Petra Mede). Pod pewnymi względami może nawet przypominać „1944” Jamali z 2016 roku. I nie ma tu też aż tak mocnego, jak w większości eurowizyjnych ballad silnego rozklejenia pomiędzy zwrotką a refrenem. Jonida Maliqi śpiewa dobrze i ma bardzo ładną suknię.
9. Armenia
No dobrze, to teraz zaczynam podejmować ryzyko w swoich typach. „Walking out” to piosenka o przekraczaniu granic patriarchalnego społeczeństwa. Piosenka łączy w sobie gniew początkowej melorecytacji, wrażliwość i delikatność przedrefrenu, siłę i determinację refrenu. Czarno-biały wideoklip jest bardzo mocny z wokalistką osaczoną i potrącaną przez grupę mężczyzn. Gdyby udało się te emocje odtworzyć na scenie, Armenia byłaby znacznie wyżej na mojej liście. Urywki z prób mnie jednak nie przekonały. Szkoda, bo Srbuk śpiewa naprawdę dobrze, nie brakuje jej charyzmy i mam nadzieję, że przekona do siebie słuchaczy, nawet jeśli geopolityczne położenie Armenii w tym półfinale nie wypada najlepiej.
10. Dania
W 2016 roku typowałem awans do finału kolorowej, pozytywnej piosenki sympatycznej wokalistki z Austrii, w tym roku podobną rolę spełnia „Love is forever” Leonory, która siedzi sobie na Krześle Kantora i śpiewa wesoło majtając nogami w towarzystwie francuskich mimów. Acha, bo piosenka jest po angielsku i francusku. Duże siekacze Leonory wzbudzają do niej naturalną sympatię, jak do dziecka. Dodajmy do tego głosy z krajów skandynawskich i sąsiednich Niemiec i powinno się uzbierać atutów na finał.
11. Rumunia
Co w Rumunii robi się w niedzielę? Jeśli wierzyć wideo do piosenki „On a Sunday” Ester Peony, to chodzą z wampirami do nawiedzonych domów. W sumie myślałem, że w Rumunii robi się tak na co dzień, nie tylko od święta. Tyle nowego można się dowiedzieć z Eurowizji. Generalnie dla mnie to kolejny przykład piosenki, której lekko niepokojący teledysk jest lepszy od niej samej. Szczególnie irytują mnie te powtarzane „ej, ej, ej”. No, ale wszystko wskazuje, że na scenie w Tel Avivie uda się odtworzyć klimat teledysku, więc bardzo możliwe, że Rumunia awansuje do finału. I prawdopodobnie kosztem Armenii, na co po prostu nie mogę się zgodzić, stąd jedenaste miejsce w moim zestawieniu.
12. Austria
Paenda długo była na mojej liście w pierwszej dziesiątce drugiego półfinału. Nie zrażałem się słabym odbiorem wśród Eurofanów, myślałem sobie: „poczekajcie, aż zobaczycie ją na scenie w Tel Avivie. Jeśli oprawa będzie przypominała tą, którą Lucy Jones pokazała w 2017 roku, to wszyscy będą mieli ciarki na plecach”. Bo prawda jest taka, że wysokie tony i stonowana dynamika i pięknie rozszerzający się refren „Limits” mają potencjał, żeby wejść do finału. Urywki z prób jednak pokazują, że na scenie nie dzieje się zbyt wiele, a czarny top i szarawary, w które ubiera się Paenda mają szansę na nagrodę Barbary Dex dla najgorzej ubranego wykonawcy.
13. Irlandia
Tak jak uważam, że Rumunia może się dostać kosztem Armenii, tak samo dopuszczam możliwość, że Irlandia wejdzie kosztem Danii. Tu jednak geopolityka i ostatnia historia Konkursu nie działa aż tak dobrze na ich korzyść, a „22” Sary McTernan jest wprawdzie sympatyczną piosenką, która nawet nieźle buja. Aczkolwiek piosenka jest w trochę za niskiej tessiturze dla wokalistki (podobno oryginalnie była pomyślana dla męskiego wykonawcy). Całkiem nieźle wygląda oprawa sceniczna będąca połączeniem komiksowej estetyki oraz wystroju amerykańskiego bistro z lat 50., ale nie mam pojęcia jak łączy się z treścią piosenki…
14. Macedonia
A właściwie Północna Macedonia, bo Grecji od dawna wadzi nazwa byłej jugosłowiańskiej Republiki, która pokrywa się z nazwą jednej z greckich prowincji. Macedończycy nie chcą ustąpić, ale greckie lobby jest silniejsze, więc musieli swoją dumę schować do kieszeni i w tym roku debiutują jako Północna Macedonia. „Proud” nawiązuje jednak do dumy, ale nie narodowej, a kobiecej. Jest zatem kolejną piosenką, która po zeszłorocznym sukcesie Netty uderza w feministyczny ton. „Proud” jest klasyczną power balladą w stylu bondowskim, Tamara Todevska śpiewa całkiem dobrze, a twarze różnych kobiet, które będą wyświetlane podczas piosenki dobrze podkreślają jej przekaz. Problem tylko taki, że lepszą balladę ma Albania, ciekawszą piosenkę o kobietach ma Armenia, a półfinałowa geopolityka nie działa na korzyść Macedonii.
15. Litwa
Nie wiem, czy „Run with the lions” nawiązuje do nadchodzącej premiery remake’u „Króla Lwa” czy wyrazem poparcia dla serialowych Lannisterów. Tak czy inaczej trochę mnie bawi śmieszy tytuł tej piosenki, podobnie jak bębnowe motywy i etniczne okrzyki refrenu. Sama w sobie jest takim radiowym utworem, który może sobie lecieć w tle, kiedy prowadzi się samochód i nikomu to nie przeszkadza. Falset Jurija Veklenki nie jest jednak nieskazitelny. No i wśród mocnej konkurencji litewska piosenka jest skazana na zapomnienie i nie pomogą nawet głosy z sąsiedniej Łotwy.
16. Łotwa
Nie wiem, co Europę tak bardzo pociąga w muzyce country, ale od paru lat praktycznie co roku pojawia się jakaś piosenka nawiązująca do tego stylu. Tym razem łotewski zespół Carousel w piosence „That Night”, która jest całkiem miłą balladą z gitarowym akompaniamentem, której nawet miło by się słuchało w jakimś barze przy szklaneczce whiskey, tym bardziej że wokalistka zespołu śpiewa czysto i dobrze cieniuje barwę, żeby podkreślić tekst. Nie wróżę jednak im powodzenia, ale absolutnie nie ma też powodu do wstydu (no, może poza tym, że śpiewają country. Z drugiej strony – ja oglądam Eurowizję, więc może nie powinienem oceniać).
17. Chorwacja
Tak jak pierwszy półfinał był przeładowany kampowymi propozycjami (na czym ucierpiała, chlip, chlip, Portugalia), tak drugi jest zdominowany przez ballady. Roko z Chorwacji nawet ma niezły głos, ale piosenka jest tak stereotypowa, że aż boli. I jeśli jedyną rzeczą, która Cię wyróżnia, są doczepione do Twojej marynarki skrzydła, to nie jest najlepiej…
18. Mołdawia
I kolejna ballada w stawce. Na korzyść „Stay” Anny Odobescu nie działa ani specjalnie jej głos, ani nawet doczepione do kostiumu skrzydła. No i tu chyba mamy najlepszy przykład odklejenia refrenu od zwrotki. Jak ja tego nie lubię! Piosenka składa się z trzech minut, a nie 30 sekund! Mołdawia pewnie może liczyć na głosy z sąsiedniej Rumunii, ale to może być nawet za mało, żeby przeskoczyć Chorwację.
No i jeszcze przedstawiciele „wielkiej piątki”. Na początek Niemcy, których reprezentuje duet „S!sters”, który wcale nie jest siostrami. Ale chyba chodzi o takie szersze siostrzeństwo, o solidarność kobiet, które są silne razem i walczą razem, a nie ze sobą. Trochę naiwna piosenka, a wokalistki w wysokim rejestrze śpiewają w nieco wymuszony sposób. No i w warstwie choreografii po prostu kręcą się po scenie i ćwiczą przysiady. Niemcy w zeszłym roku wygrzebali się wreszcie z dna tabeli ładną piosenką o ojcu. W tym roku piosenka o siostrach raczej nie zdobędzie podobnego uznania i Niemcy wrócą na spód.
Do Niemców ostatnio dołączyła Wielka Brytania, która prawdopodobnie jest teraz jednym z mniej lubianych krajów w Europie (no i po co był wam Brexit?). I jak na złość wysyłają piosenkę, którą można interpretować przez pryzmat wyjścia z Unii Europejskiej. „It’s bigger than us” – śpiewa Michael Rice. Rozumiem, że to o Unii. Problem w tym, że niedługo będziecie już sami, a tu śpiewacie „You will never be alone”. Jedno się zgadza: „I will never let you go” – śpiewa Michael i faktycznie Wielka Brytania jakoś nie może puścić Unii, a zapowiadane wyjście wciąż się odsuwa w czasie. Żarty na bok – „Bigger than us” to typowa piosenka typu „feel-good”. Michael śpiewa ją z dużym zaangażowaniem, prawdopodobnie większym niżby ta piosenka zasługiwała. I chyba tylko jego postawa uratuje Wielką Brytanię przed ostatnim miejscem. Gdyby tak jeszcze mogła uratować ich przed Brexitem…
Ciekawe, że w tym roku Francję i Włochy reprezentują potomkowie imigrantów. W piosence Mahmooda pojawia się nawet „ramadan”. I generalnie, jak zeszłoroczna niemiecka piosenka przywoływała obraz dobrego ojca, tak piosenka Mahmooda pokazuje ojca złego, który odwrócił się od wartości (pije szampana w ramadan), a przede wszystkim od rodziny, którą zostawił. I nawet jeśli pyta „come va?”, to tak naprawdę jego postawa świadczy, że nie obchodzi go los syna, tylko tytułowe „soldi”. Piosenka jest dobra, słychać w niej muzykę ulicy, bardzo surową emocję, powtarzające się klaskanie w refrenie na pewno zostanie podchwycone przez publiczność. Bardzo podoba mi się też etniczny, bębnowy bridge. Jednak o ile francuska piosenka na scenie wiele dla mnie zyskała, tak „Soldi” na wielkiej scenie trochę się gubią. Szkoda, bo piosenka jest nawet materiałem na podium Konkursu.
Mam nadzieję, że tym razem moje przewidywania będą bardziej trafne.