Dziennik kwarantanny, cz. 9

Będąc samemu na kwarantannie najbardziej doskwiera brak kontaktów z innymi ludźmi. Ale muszę zdradzić, że przynajmniej przez pierwszych parę dni mojego odosobnienia miałem innych ludzi wyjątkowo blisko, zaraz za drzwiami. Mogłem całymi dniami słyszeć ich głosy na klatce. Trwał właśnie jej remont. Kiedy wróciłem z Norwegii bardzo mnie zdziwił widok zaklejonych drzwi, i zabezpieczonego lastryka na posadzce. Nigdzie nie widziałem wcześniej informacji, że planowany jest remont. Szybko też odczułem, że panowie nie żartują i niektórym dzień pracy rozpoczyna się o siódmej rano. Moja pierwsze odczucia były mniej więcej takie:

Oczywiście ciężko jest się skupić w mieszkaniu, gdy zaraz za ścianą ktoś pracuje, wierci, stuka, kładzie tynk i co tam jeszcze. Mocno sobie postanowiłem, że do końca remontu będę spędzał całe dnie w pracy (zazwyczaj częściej pracuję z domu niż z redakcji. Tymczasem wszyscy wiemy, jak się sprawy potoczyły dalej. Przyznam, że nie miałem specjalnej ochoty wstawać o siódmej rano, bo raczej mam taki tryb pracy, że lubię się zasiedzieć po nocy. Z pomocą przyszły mi przywiezione z festiwalu zatyczki do uszu. Zatyczki to w ogóle cudowna sprawa, radzą sobie nie tylko z remontem klatki schodowej, ruchem ulicznym, nocnymi hałasami, ale też bardzo dobrze sprawdzają się w sytuacjach stresowych. Gdy każdy, najdrobniejszy dźwięk budzi niepokój i nie pozwala zasnąć, one gwarantują nam błogą ciszę. Oczywiście nie mówię o tych okropnych zatyczkach, które sprzedają w formie pasków (trochę jak gumy do żucia), z których dopiero trzeba sobie ulepić wałek, który wsadzamy do ucha. Nie, te powinny być zakazane. Jak wsadzam sobie cały taki pasek w ucho zawsze mam wrażenie nadmiaru, ta dziwna dźwiękochłonna plastelina wypełnia mi całe ucho i wylewa się z małżowiny. Nie, mam na myśli te eleganckie, kolorowe i mięciutkie zatyczki piankowe, które bierzemy w dwa palce, szybko rolujemy, wsadzamy w ucho, w którym następnie pęcznieją całą swą wygłuszająca rozkoszą. Polecam gorąco także na koncertach, bo wiem, że akurat mamy rok Beethovena, ale słuch trzeba chronić.

Panowie zza ściany nie dokończyli remontu. Ekipa chyba została odwołana w związku z szerzącą się pandemią, co odkryłem odbierając dziś zakupy. Wcześniej byłem przekonany, że ich nie słychać, bo skończyli już pracę. Odkryłem przy okazji odbierania tych sprawunków jeszcze jedną rzecz – przestał działać mi domofon (tydzień temu wszystko było w porządku). Podejrzewam, że w trakcie prac prowadzonych na klatce udało się przerwać jakiś przewód. To może w takim razie tłumaczyć ciszę ostatnich dni. Być może nikt nie sprawdzał, czy jestem na kwarantannie, ani nie robił mi testów, bo domofon nie dzwonił mi w mieszkaniu. Ergo nie było mnie w domu i złamałem warunki kwarantanny (a właśnie dziś podnieśli grzywnę). Sam już nie wiem, wyobraźnia puszczona samopas podpowiada różne scenariusze. Dlatego dziś nie będzie fragmentu muzycznego. Włóżmy sobie zatyczki do uszu i posłuchajmy totalnej, obezwładniającej ciszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *