Eurowizja 2023. Co wiemy po półfinałach i przewodnik po finale

W drugim półfinale trafiłem tylko 7/10. Trochę wstyd, ale w sumie na żadnej z typowanych piosenek, które odpadły (Gruzja, Dania, Grecja) mi specjalnie nie zależało. Nie, żebym jakoś specjalnie kibicował Estonii czy Litwie – ale już awans Albanii mnie cieszy. Zanim przejdę do omówienia piosenek, które miały od początku zapewnione miejsce w finale, czas jeszcze na krótkie podsumowanie, czego dowiedzieliśmy się w półfinałach.

  1. Największy niedobór – długie spodnie. Zabrakło ich dla reprezentantów Rumunii i Grecji, tradycyjnie też nie starczyło ich dla kilku wykonawczyń. Wróćcie za rok inaczej ubrani, może i wynik się poprawi.
  2. Najpowszechniejszy nastrój – zmęczenie. Reprezentant Serbii chce tylko spać, reprezentant Łotwy śpiewał, by się nie budzić. Nic dziwnego, że tylu wykonawców kładło się na LED-owej podłodze. Na szczęście są jeszcze zespoły rockowe, które rozsadza energia.
  3. Najlepsza wymówka od śpiewania – dance break. Izrael, Armenia, Polska. Nawet w Albanii znalazł się przerywnik na taniec z czerwonymi chustkami. Czy Eurowizja zmienia się w konkurs taneczny?
  4. Najostrzejsza impreza – ta, na której znaleźli się reprezentanci Chorwacji i Finlandii. Nie wiem, co tam się zadziało, ale było grubo. Obydwie piosenki słyszeliśmy już na żywo i dotąd nie było wstydu, tymczasem w Liverpoolu lider Let 3 brzmiał jak ziemniak, a Käärijä spektakularnie nie trafiał w dźwięki, w związku z czym poleciał w dół w notowaniach bukmacherów.
  5. Najmodniejszy kolor – czarny. Klasyka trzyma się mocno, choć poważną konkurencją są dla niej błyszczące stroje. Czarne i błyszczące – to może być hit sezonu.
  6. Najbardziej awangardowa realizacja telewizyjna – Polska. Najpierw nakładka jak ze starego VHS-u, potem przedziwna żabia perspektywa, a do tego jeszcze przejścia z różowym obłoczkiem. Kto by pomyślał, że będziemy wyznaczać standardy eksperymentalnej reżyserii telewizyjnej.
  7. Najlepszy wokal – Albania. Mogę się śmiać z piosenki, ale przynajmniej pod względem śpiewu Albina i rodzina Kelmendi nie zawodzą. W przeciwieństwie do większości wykonawców.

Tyle po półfinałach, ale w finałowej stawce znajdziemy jeszcze sześcioro wykonawców, którzy mogą sporo namieszać. Czas wreszcie ich poznać.

Pamiętacie Barbarę Pravi? Przyjechała na Eurowizję z klasyczną francuską chanson i zyskała liczne grono sympatyków, choć ja akurat kręciłem nosem za zbyt dosłowne kopiowanie dawnego wzorca. No to w tym roku La Zarra spełniła moje oczekiwania. Co prawda orkiestrowy wstęp brzmi jak z generatora muzyki do trailerów taniego fantasy albo reklam internetowych gier o średniowieczu, ale gdy wchodzi wokal, już jest francuska chrypka, a artykulację kolejnych słów zgrabnie podkreślają smyczkowe akordy pizzicato, a gitara basowa ładnie towarzyszy linii wokalnej, smyczkowo-fortepianowy przedrefren wprowadza ton liryczny, ale twist przychodzi w refrenie z mocnym basowym groovem, perkusją i różnymi wstawkami (drewienka!), później wzbogacony o chórki i smyczki. Całość brzmi nowocześnie, choć ma niewątpliwy posmak przeszłości – podobnie jak płaski dysk na fryzurze wokalistki, będący minimalistyczną wariacją na temat klasycznego beretu. Druga zwrotka ukazana jest już w bogatszej instrumentacji, podobnie drugi pokaz refrenu z wesołymi synkopami gitary akustycznej. Całość zmierza do kulminacji na frazie „à chanter la Grande France” – mocne słowa z ust Kanadyjki. Ale w zeszłym roku kraj reprezentowali Bretończycy, co tylko potwierdza tezę, że Francja nie istnieje. Całość kończy jeszcze dynamiczna chórkowa koda, będąca przekształceniem motywów z refrenu i jako puenta, przewijające się przez utwór tytułowe Évidemment. La Zarra śpiewa nieźle, choć szczególnie w niskim rejestrze brakuje jej dźwięczności i mocy, na czym ta bardzo ekspresyjna piosenka sporo traci. Ale i tak brawa za odświeżanie klasycznych wzorców.

Hiszpania wygrała kiedyś Eurowizję piosnką La la la, więc tytuł Eaea nie powinien wzbudzić naszych wątpliwości. Sięgnięcie z kolei po idiom flamenco – czyli muzyki romskiej społeczności półwyspu iberyjskiego – kojarzy mi się silnie z zeszłorocznym bretońskim Fulenn, choć nie tyle przesadzonym i kiczowatym, a artystycznym i nowoczesnym. Przejmujące zawodzenie Blanki Palomy i towarzyszących jej wokalistek kontrapunktowane jest bowiem lekkimi i drobnymi dźwiękami elektroniki i mocnym rytmem – częściowo zresztą opartym na tradycyjnym klaskaniu. Wszystko to tworzy aurę pewnej nierealności i niesamowitości, jakże adekwatną w piosence o pochowaniu matki na księżycu, by mogła co noc (poza jedną!) spoglądać na swoje dziecko. Wokalnie jest nieskazitelnie, głosy są mocne, znakomicie harmonizują, a prosta, acz efektowna oprawa sceniczna, znakomicie podkreśla nastrój muzyki. Hiszpanio, chyba wreszcie złamałaś konkursową formułę i drugi rok z rzędu zajmiesz miejsce w czołówce!

Marco Mengoni wraca na Eurowizję po 10 latach. W tym czasie z grzecznego chłopca w garniturze, zmienił się w mężczyznę w bezrękawniku i skórzanych spodniach. Moim zdaniem zyskał też na nowej piosence. Due vite to wprawdzie ballada, co bezbłędnie poznamy po dźwiękach fortepianu, ale w tym opadającym motywie jest coś melancholijnego, a i tekst pełen metafor i niedopowiedzeń daleki jest od sztampy nieszczęśliwej miłości. Początek przynosi łagodną melorecytację w stylu włoskich canzon. Refren jest melodyczny, a lekka szorstkość w głosie wokalisty pasuje do obrazu osoby po przejściach. Jednocześnie ma w sobie miękkość i delikatność, co najlepiej słychać w coraz ciszej powtarzanych „dormi”. W drugiej zwrotce napięcie podbija perkusja, a cała piosnka crescenduje aż do mostku i wokaliz w ostatnim pokazie refrenu. A potem znów uspokojenie na „dormi”, powrót początkowego motywu fortepianu i powtórzenie tytułowej frazy. Wszystko na swoim miejscu, a Marco Mengoni jest niewątpliwie przekonujący jako wykonawca. Ale na ścisłą czołówkę może zabraknąć jakiegoś dodatkowego elementu, wyjścia poza sprawdzoną formułę. Na pewno nie są nim akrobaci odbijający się od trampolin.

W Eurowizji nie zawsze chodzi o wygraną, czasem wystarczy pokazanie się. I temu właśnie służy tegoroczna ukraińska piosenka – narodowemu rebrandingowi. Nie mają być już dziwnym, nieco szalonym i na swój sposób egzotycznym krajem ze wschodniej Europy, tylko respektowanym kandydatem do przystąpienia do Unii Europejskiej, krajem nowoczesnym, tolerancyjnym i wielokulturowym. Posłuchajcie angielskiego akcentu Timura Mirosznyczenki i porównajcie z tym, jaki miał w 2017, gdy prowadził Konkurs w Kijowie. Albo przaśny styl ówczesnych gospodarzy z pełnym profesjonalizmem, który zachowuje Julija Sanina. Nowoczesny pop z silną nutą elektroniczną znakomicie wpisuje w ten trend, podobnie jak duet Tvorchi z urodzonym w Nigerii wokalistą Jeffreyem Kennym. Podobny ruch wykonała inna była republika radziecka u progu wejścia do Unii – Estonia w 2001, sięgając po główną nagrodę. Piosenka Heart of steel może i nie porywa, ale opowiada o bohaterstwie Ukrainy. Mieszanka organów, smyczków, ciężkich uderzeń elektroniki i pojawiających się w tle głosów buduje ciekawy klimat, Kenny śpiewa pewnie, bardzo plastycznie, robotyczne wizualizacje trochę w stylu (paradoksalnie!) Rosji z 2016 roku też dodają produkcji profesjonalizmu. Głosy współczucia i diaspory może nie dadzą drugiego zwycięstwa z rzędu, ale na pierwszą piątkę powinno starczyć.

W 2006 roku Lordi wygrało Eurowizję piosenką Hard Rock Hallelujah. Rok później Chris Harms założył swój solowy projekt Lord, który w końcu wyewoluował w zespół, a nazwa została zmieniona na Lord of the Lost, żeby właśnie nie myliło się między innymi z Lordi. Ich tegoroczna piosenka Blood and Glitter opowiada o paradoksach naszego życia, które jest jak krew i brokat. Zespół zresztą cały poszedł w to zestawienie, wybierając czerwone stroje z błyszczącymi, brokatowymi elementami. Sama piosenka też łączy różne elementy, przede wszystkim ciężkie, hardrockowe brzmienie z cukierkowymi ejtisowymi brzmieniami syntezatorów. To zresztą całkiem właściwy nation branding – bo przecież Niemcy są ojczyzną techno, a i rockowych i metalowych kapel nad Renem nie brakowało. Chris Harms przede wszystkim sprzedaje performatywnie utwór – czy to growluje, czy wchodzi w ton liryczny (ze zrozumiałą chrypą), czy dynamizuje przebieg melorecytacjami. Z pozostałych partii przede wszystkim mam sympatię do syntezatorów, w których nie brakuje smaczków jak dźwięki kojarzące się z laserowymi wystrzałami z filmów SF. Doceniam też pracę perkusji. Przede wszystkim zaś muzycy doskonale zdają sobie sprawę z pewnego kampowego przegięcia, które proponują. Zresztą Chris Harms w rozmowach wydaje się całkiem śmiesznym ziomkiem.

Wielka Brytania czasy imperium już dawno ma za sobą, od lat nie rządzi też w Konkursie. Skwapliwie przypomniał o tym Graham Norton w zestawieniu ukraińskich sukcesów brytyjskich porażek ostatnich lat. Zeszłoroczny występ i drugie miejsce Sama Rydera dawały jednak nadzieję na to, że nadchodzą lepsze czasy, a Europa zapomniała już o Brexicie i może łaskawszym okiem spogląda na reprezentantów z Wysp. Gdy wypuszczono piosenkę I wrote a song Mae Muller uznałem, że coś może w tym być. Nowoczesna produkcja, wyrazisty beat i miłe pykanie elektroniki, ciekawe płynne przejście na przedrefren, w którym dostajemy nieco niższe brzmienia i miły gitarowy akcent. No, może refren jest zbyt prosty, powtarzający te same formuły melodyczne i regularny rytmicznie, co może kojarzyć się z tanim disco. Ale przecież wpada w ucho, więc czego się czepiać. Potem niestety usłyszałem wykonanie Mae na żywo, na którejś z eurowizyjnych imprez. No i niestety czar pryska – wokalistka ma kłopoty z intonacją, śpiewa z przydechem, ma dziwnie przepalony głos, niektóre dźwięki aż wyciska siłowo z gardła, zjada końcówki fraz, za bardzo otwiera samogłoski. Generalnie stanowi dobry materiał do analizy możliwych wad emisji głosu. Mam więc trochę déjà vu z piosenką Embers z 2021 roku. Utwór niezły, ale źle wykonany. Wówczas Brytyjczycy dostali okrągłe zero punktów. Tym razem może nie będzie aż tak źle. Ale pewnie też niewiele lepiej.

Wprawdzie pokazałem, że na moich przewidywaniach nie można za bardzo polegać. Ale i tak spróbuję typować tegoroczne wyniki.

  1. Szwecja
  2. Finlandia
  3. Ukraina
  4. Hiszpania
  5. Czechy
  6. Izrael
  7. Francja
  8. Mołdawia
  9. Włochy
  10. Austria
  11. Serbia
  12. Australia
  13. Chorwacja
  14. Armenia
  15. Norwegia
  16. Słowenia
  17. Belgia
  18. Szwajcaria
  19. Polska
  20. Niemcy
  21. Cypr
  22. Wielka Brytania
  23. Litwa
  24. Albania
  25. Estonia
  26. Portugalia

I tyle. Bawcie się dzisiaj dobrze!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *