Czteropak zamówień kompozytorskich 13

I Ty możesz zagrać w kompozytorskie Bingo na stronie zamówieniakompozytorskie.pl!

Bingo! Mam Bingo!!! Trzynasty czteropak okazał się być szczęśliwy i wreszcie trafił mi się taki zestaw utworów, w którym nie tylko znałem wcześniej każdą z kompozycji, ale nawet byłem na jej prawykonaniu. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że w tym przypadku to akurat nie był wielki wyczyn: każdy z utworów z zestawu prezentowany był podczas jednego z dużych festiwali. Wystarczyło w 2013 roku pojechać na festiwal Musica Electronica Nova, Warszawską Jesień oraz Festiwal Prawykonań. Niby żaden wyczyn, a jednak na żadnym ze wspomnianych festiwali nie mogłem być w tamtym roku w całości, więc Bingo cieszy mnie tym bardziej.

W przypadku pierwszego produktu z czteropaku sprawa jednak wcale nie jest taka oczywista, na którym festiwalu był wykonany oraz jak się nazywał. Filharmonia Wrocławska (jak wynika z dokumentów MKiDN) zgłosiła do programu wniosek „Zamówienie i wykonanie utworu Sławomira Kupczaka w ramach festiwalu Musica Polonica Nova 2013”. Problem polega na tym, że festiwal Musica Polonica Nova odbywa się wyłącznie w latach parzystych… No, dobrze, pomyłka mogła się zdarzyć każdemu i oczywiście chodziło o siostrzany festiwal Musica Electronica Nova. Jak się tyle tych festiwali organizuje, to czasem mogą się ich nazwy pomieszczać. Ciekawe też, że lista zamówionych utworów w ramach I edycji programu wymienia „II Symfonię na thereminie, syntezatory analogowe, iPad’a, komputer i orkiestrę smyczków” Sławomira Kupczaka. W toku pracy nad utworem koncepcja jednak uległa zmianie, wrocławska publiczność usłyszała utwór „Krawędzie”, a czas II Symfonii miał dopiero nadejść rok później. Utwór oparty jest w dużej części na stojących dźwiękach, unisonach, brzmieniu pustych strun. Orkiestra zostaje dobarwiona przez surowo i nieco obskurnie brzmiącą elektronikę. Czy tak brzmiałaby orkiestra, gdyby się zawiesiła? Kompozytor niektóre bloki dźwiękowe czy motywy (miarowe uderzenie w werbel) podnosi do rangi gestów muzycznych. Co one oznaczają? Nie wiadomo, podobnie jak enigmą pozostaje intencja wiolonczelisty wykrzykującego głoski przez megafon: najczęściej „e”, czasem „c”, „f” lub jeszcze inną. „Nie jest w stanie przerwać tego zamkniętego kręgu, zlepić z atomów mowy jakiegoś przekazu. Jego krzyk, choć przejmujący, pozostaje niezrozumiały. Gest nabiera dodatkowej mocy, gdy muzyk zostaje na końcu sam, lecz publiczność dalej nie zna jego intencji i może jedynie zgadywać, czy za chwilę znów usłyszy „e” czy może „c” lub „f” – pisałem o utworze w wizytówce kompozytora na portalu meakultura.pl. Jeśli zaakceptujemy pewną chropawość i kanciastość (ostatecznie utwór nazywa się „Krawędzie”) pomysłów kompozytorskich Kupczaka, może się okazać, że to całkiem przyzwoity utwór.
Werdykt: 6

„Krawędzi” można posłuchać na NINATECE

Z „Soneostasis” Piotra Roemera miałem jakiś problem podczas prawykonania i utwór podobał mi się wtedy średnio. Co jednak nie przeszkadzało mi oburzać się na niemerytoryczną i w złym guście (by nie powiedzieć: chamską) krytykę utworu pióra Adama Wiedmanna na łamach „Dwutygodnika”. Jeśli dobrze sięgam pamięcią (nie udało mi się odnaleźć notatek z Jesieni 2013), w utworze przeszkadzała mi niepotrzebna teatralizacja (muzycy Phoenix Ensemble Basel bodajże wchodzili i schodzili ze sceny podczas projekcji partii elektroniki, dodatkowo z terkotkami w rękach – na dobrą sprawę nie wiadomo po co, bo przecież w środku utwór w ogóle nie zmierzał teatralnym tropem) oraz deklarowana w komentarzu „soneostaza”, która została zaburzona na rzecz partii elektroniki. Kiedy słucham utworu z nagrania nie mam tego problemu – nie widzę wykonawców, nie wiem, gdzie dokładnie przebiega granica pomiędzy zespołem a elektroniką. Utwór może nie jest w żaden sposób odkrywczy, ale brzmi interesująco, elektronika charakteryzuje się bardzo organiczną barwą i ogólnie dzieje się tutaj sporo. Może miejscami nawet za dużo. Gdybym miał „Soneostasis” porównać do jakiegoś ekosystemu raczej byłby to las tropikalny niż tundra. Mając w pamięci prawykonanie muszę obniżyć ocenę, jednak w nawiasie podam notę, jaką bym wystawił słuchając jedynie nagrania.
Werdykt: 5,5 (6,5)

„Soneostasis” można posłuchać na NINATECE

III Kwartet smyczkowy „Znajduję swą pieśń” Justyny Kowalskiej-Lasoń zapamiętałem z Festiwalu Prawykonań jako utwór chaotyczny. Choć może dziś nie byłbym tak surowy w ocenie, to jednak naprzemienność długich glissandowych bloków i atonalnych poszarpanych motywów tworzy lekki formalny bigos. O ile glissanda brzmią bardzo ładnie, aż chciałoby się w nich zanurzyć, o tyle drugi z motywów brzmi jakby wprost wyjęty z książki „Stereotypowe dwudziestowieczne faktury na kwartet smyczkowy”. Eufoniczna koda inkrustowana izolowanymi dźwiękami przywodzi mi nieco na myśl (jakby dalekie echo) wolną część z „Lata” RV315 Vivaldiego. Choć w swoim neoromantycznym charakterze brzmi bardzo ładnie (już drugi raz piszę tak o tym kwartecie!), fragment (zapewne tytułowa „pieśń”) pojawia się z zaskoczenia i niezbyt łączy się z resztą utworu, co tylko pogłębia wrażenie formalnego chaosu. Tyle samo w tym kwartecie zalet, co wad. Nie wiem, czy Justyna Kowalska-Lasoń znalazła już swoją pieśń, ale raczej nie nastąpiło to we wspomnianym utworze.
Werdykt: 5

III Kwartetu smyczkowego „Znajduję swą pieśń” można posłuchać na NINATECE

W tym miejscu listy pozytywnie rozpatrzonych wniosków znajdował się wniosek Filharmonii Wrocławskiej „Zamówienie i wykonanie utworu symfonicznego z elektroniką u L.U.C.a (Łukasza Rostkowskiego)”. Utwór jednak nigdy nie powstał, nie wiem z jakich przyczyn. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. L.U.C. napisał wreszcie utwór na zamówienie tej samej instytucji (choć już pod nazwą Narodowe Forum Muzyki), który został wykonany w ramach obchodów Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Szczęśliwie mnie na tym wydarzeniu zabrakło, a utwór nie powstał w ramach programu „Zamówienia kompozytorskie”, więc prawdopodobnie nigdy nie będę musiał go słuchać.

„Days to come, days gone by” Grzegorza Pieńka do słów Konstandinosa Kawafisa podczas prawykonania zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. W rozmowie po koncercie zachwycałem się, ile kompozytor osiągnął za pomocną prostych środków. Klarnet właściwie głównie delikatnie tryluje lub gra frullato, a w gitarze mamy trochę grania smyczkiem (i o dziwo mnie to nie irytuje!), trochę szarpania strun, parę „chodzonych” motywów. Do tego kilka kolorystycznych smaczków jak gra na muszelkach i kieliszkach. Mezzosopran śpiewa niemal deklamacyjnie. Mam wrażenie, że tekst i jego odczytanie tak fonetyczne, jak i semantyczne było w tym utworze kluczowe. Pisałem o kompozytorze na stronę zamowieniakompozytorskie.pl: „Kompozytor ekonomicznie dawkuje muzyczną materię, wystarczy mu czasem tylko kilka instrumentów, parę efektów artykulacyjnych, parę uporczywie powracających motywów i pustka między nimi. Z tej pustki i napięcia pomiędzy poszczególnymi elementami rodzą się emocje, które zostają w słuchaczu na długo.” Takim właśnie utworem są „Days to come, days gone by”.
Werdykt: 8

„Days to come, days gone by” można posłuchać na NINATECE

Trzynastka okazała się również szczęśliwa pod względem jakości utworów. Niby tylko jedna kompozycja bardzo mi się podobała, za to udało się uniknąć grubszej wtopy. Czyżby oznaczało to, że duże festiwale prezentują lepszą muzykę? Prawdopodobnie tak, choć gdy alternatywą jest nowa muzyka filharmoniczna, nie jest to szczególny komplement.

***

Czteropak zamówień kompozytorskich jest cyklem, w którym oceniam utwory powstałe w ramach programu MKiDN „Kolekcje – priorytet Zamówienia Kompozytorskie”. Wystawiane oceny mają charakter orientacyjny i służyć mają podsumowaniom statystycznym (średnia ocena utworów w danej edycji/całym programie). Skala jest dziesięciopunktowa ze stopniami pośrednimi. Noty należy czytać: 10 – arcydzieło; 9 – znakomity; 8 – bardzo dobry; 7 – dobry; 6 – porządny; 5 – przyzwoity; 4 – przeciętny; 3 – słaby; 2 – zły; 1 – bardzo zły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *