Eurowizja 2022. Przewodnik po pierwszym półfinale

Eurowizyjny hype rozwijał się w tym roku niespiesznie. Dopiero w połowie lutego pojawiło się więcej piosenek, można było mówić o mocnych kandydaturach, pierwszych faworytach. A potem Rosja napadła na Ukrainę i jaranie się trzyminutowymi kampowymi piosenkami na jakiś czas zupełnie straciło smak. Ukraina też z automatu stała się główną kandydatką do zwycięstwa w konkursie – niezależnie od względów artystycznych, bo Eurowizja zawsze była polityczna, nawet gdy twierdziła, że jest inaczej. Tegoroczny przewodnik rodził się więc w bólach i bez wielkiego przekonania, bo miałem zdecydowanie mniej czasu i zapału, by śledzić konkursowe doniesienia. Ale ostatecznie zdecydowałem się nie poddać.

Co roku zazwyczaj albańska piosenka jest pierwszą, którą poznajemy, bowiem krajowe preselekcje odbywają się zawsze pod koniec grudnia. W tym roku Albanię wyprzedziły jednak Bułgaria i Czechy (cóż za eurowizyjne ABC!), może więc w ramach rekompensaty stawkę pierwszego półfinału otworzy Sekret w wykonaniu Ronali Hajati. Jeśli tytuł dotyczy albańskiego przepisu na eurowizyjny hit, to akurat sekret już dawno się wydał – utwór z orientalną nutą (tym razem zaśpiew duduka i mocne bębnowe uderzenia) w wykonaniu emanującej energią wokalistki. Tegoroczny twist to bardziej miejski vibe i oprawa sceniczna rodem z lat świetności eurofolku z początku XXI wieku. Ronela nie tylko śpiewa, ale też tańczy i kręci włosami związanymi w koński ogon. Może i dobrze, bo głos ma niekoniecznie ładny i dość piersiowy, a piosenka bywa produkcyjnie miałka (te tanie smyczki tuż przed kodą!). Niemniej niedostatki nadrabia pewnością na scenie i wcale nie skreślałbym jej szans na finał.

Raz na jakiś czas na Eurowizji pojawia się piosenka kabaretowa. Łotewska propozycja Eat your salad zespołu Citi Zēni dołącza do panteonu humoru krajów nadbałtyckich obok estońskiego Leto svet i litewskiego We are the winners. Chłopcy z Łotwy śmieszkują z postaw proekologicznych, wrzucając do tego parę niewybrednych seksualnych żartów (od pierwszego wersu: „instead of meat I eat veggies and pussy”). Wszystko ubrane w lekką, funkową muzyczkę i próbę odgrzania fenomenu Epic Sax Guya z 2010 roku. I generalnie nie miałbym nic przeciw dyskusji o przerzucaniu odpowiedzialności za zmiany klimatu z korporacji na konsumentów. Ale chłopcy żartujący o hot dogach chyba nie są tym zainteresowani. Bukmacherzy dają im w tej chwili awans do finału, ale ja mam nadzieję, że pójdą sobie grzeczniutko tam, skąd przyszli.

https://www.youtube.com/watch?v=_nQMRuVwzhY

Zanim kabaret stał się synonimem żartów o hot dogach był bardziej elitarną, choć wcale nie grzeczną rozrywką. Piosenka Sentimentai reprezentującej Litwę Moniki Liu mogłaby być międzywojennym kabaretowym songiem. Albo piosenką z czołówki filmów o agencie 007. Głos wokalistki wije się niespiesznie, czasem lekko podwibruje i aż ocieka erotyzmem. A przy tym jest dźwięczny, pewny i czysty. I to właściwie głos tworzy tę piosenkę, bo podkład jest miarowy, jednostajny ze szczyptą ejtisowego disco. Daje pewną ramę, ale nie jakość, która mogłaby włączyć tę piosenkę do grona pewniaków do awansu do finału. A mimo to trzymam kciuki za Monikę – za głos jej się należy.

https://www.youtube.com/watch?v=acya6UcJP1k

Jeśli zastanawiacie się, czemu narzekam na podkład u Moniki, to posłuchajcie tego u Mariusa Beara ze Szajcarii. Niby wszystko opiera się na prostym fortepianowym towarzyszeniu, które z powodzeniem mogłoby wystarczyć. Ale tu się dzieje tyle więcej: smyczki, perkusja, dęte wprowadzające drugi pokaz refrenu, wreszcie saksofonowe solo. Marius śpiewa z ładną soulową chrypką, która nigdy nie jest wymówką dla nieczystego głosu. Doprawdy, chwilami można by aż się spodziewać, że zaraz chwyci za trąbkę – tak czasem kojarzy się z Louisem Armstrongiem. W stawce tegorocznych smutnych chłopców (Australia, Azerbejdżan, Polska) z piosenką Boys do cry jest jednym z najsmutniejszych. I jedynym w pierwszym półfinale, co moim zdaniem przesądza o awansie.

Nazwa słoweńskiego zespołu LPS to skrót od „Last pizza slice”, co jest generalnie zabawne i spoko. Gorzej, że ich piosenka Disko zamiast na zoomerską imprezę albo chociaż na dyskotekę lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych zabiera nas na wieczorek zapoznawczy w sanatorium. Gitarowo-perkusyjne brzmienie z mocnymi uderzeniami chóru dętych (nieobecnych na scenie, bo zabrakło miejsca w myśl reguły sześciu osób) i garnitury sugerują bardziej, jakby starali się wskrzesić ducha big-beatu, ale jakoś za mało w tym nowoczesności, by zabieg się powiódł. Grupa młodych wykonawców ubranych na czarno-biało wokół wielkiej dyskotekowej kuli wprowadza dysonans poznawczy. Szkoda, bo wokalista Filip Vidušin wydaje się sympatycznym chłopcem i ładnie śpiewa. Ale pośpiewa tylko w półfinale. O tyle dobrze, że po słoweńsku.

https://www.youtube.com/watch?v=g8Ezl7xucCU

Shum był w zeszłym roku jedną z moich ulubionych piosenek. Tegoroczna ukraińska propozycja Aliny Pash może nie była tak dobra, ale poza kuriozalnym mostkiem miała potencjał. Artystka musiała jednak zrezygnować z udziału w konkursie po tym, jak wyszło na jaw, że w 2015 roku wystąpiła na Krymie. Ukraiński nadawca z finalistów krajowych preselekcji wybrał więc Kalush Orchestrę, a potem 24 lutego Rosja zbójecko zaatakowała Ukrainę i panowie z piosenką Stefania automatu stali się faworytami bukmacherów. I tylko szkoda, że ich propozycja jest tak nieciekawa muzycznie – połączenie stereotypowego środkowoeuropejskiego folku i marnego środkowoeuropejskiego rapu z wpadającym w ucho motywem sopiłki. Go_A wróć!

W ostatnich latach Bułgaria proponowała jedne z ciekawszych piosenek w stawce za sprawą producenta Borislava Milanova. Niestety ostatnio nastąpił rozwód i o ile jeszcze w zeszłym roku Victoria (współpracująca z Milanovem przy piosence na 2020 rok) dowiozła mocne wykonanie, o tyle podstarzałym rockmanom z Intelligent Music Project  w utworze Intention nie wróżę sukcesu. Co mam pisać – ani szczególnie ciekawy głos, ani forma, ani brzmienia, ani nawet nie ma tu miejsca na genderowe gry z wizerunkiem jak włoski Måneskin w zeszłym roku. Proste riffy, proste rytmy i prosta heteronorma i rockowy maczyzm. Ach, i jeszcze klip wideo, w którym element nowoczesności wprowadza gra komputerowa, w której stalkowana jest postać kobieca. Bleh.

Droga ekspresowa S10 ma w przyszłości połączyć Warszawę i Szczecin. W oczekiwaniu na tę jakże ważną trasę można posłuchać piosenki De Diepte holenderskiej wokalistki o tym samym pseudonimie. Tym bardziej, że na klipie wideo między innymi jeździ ona na motorze. W gronie smutnych chłopców uderza ona w ton smutnej dziewczyny, o tyle autentyczny, że artystka w przeszłości zmagała się z problemami zdrowia psychicznego. Tajemnicą sukcesu piosenki ponownie jest głos: jednocześnie mocny i kruchy, wrażliwy, co słychać przede wszystkim w kontraście introwertycznego przedrefrenu na sylabach „da-da-da” i  ekspresywnego refrenu. Co ciekawe, w piosence nie ma zwyczajowego mostku, zamiast niego powraca przedrefren, a ostatni pokaz refrenu jest już uspokojony wyciszony, z dyskretnym fortepianowym akompaniamentem. S10 śpiewa czysto i pewnie, i równie pewnie wejdzie do finału.

https://www.youtube.com/watch?v=v2m-MGSys0k

Zdob și Zdub to prawdziwi eurowizyjni weterani. Pierwszy raz występowali w 2005 roku, prezentując mołdawskie ska (z udziałem babuszki uderzającej w bęben). W jakim stylu była ich piosenka z 2011 roku nawet nie umiem określić, tak dziki to był koktajl. Tym razem w piosence Trenulețul (pociąg) w refrenie sami definiują stylu muzyczny jako „folklore & rock‛n’roll”. Przy czym dodam, że raczej ten pierwszy i to w stereotypowej bałkańskiej odmianie. Zapewne to zasługa udziału w projekcie dua Advahov Brothers. Piosenka opowiada o pociągu relacji Kiszyniów-Bukareszt i stawia pytania, czy to właściwie jedno państwo, czy dwa. W dobie incydentów i prowokacji w separatystycznym Naddniestrzu warto docenić prozachodnią orientację piosenki. Grupa w poprzednich konkursach zdobywała szóste i dwunaste miejsce. Finał moim zdaniem mają pewny, a i w nim szansę na dość wysoką lokatę. Mam wrażenie, że eurofolk tryumfalnie powraca.

https://www.youtube.com/watch?v=C9RJQPZsj8E

Pamiętacie, jak Portugalia organizowała finał Eurowizji i zbudowała scenę bez gigantycznych ledowych ekranów? Nad Atlantykiem widać cenią sobie prostotę i taka też jest też piosenka Saudade wokalistki Maro. Artystka śpiewa na siedząco z towarzyszeniem pięciu innych kobiet, z lekkim gitarowo-bębnowym akompaniamentem. I tyle, ale więcej nie trzeba. Można za to się poupajać czystymi harmoniami, lekką mgłą głosów, estetyką gdzieś pomiędzy tradycyjnym portugalskim fado a new-age’owym anglosaskim popem lat dziewięćdziesiątych. W kręgu śpiewających kobiet jest coś niewątpliwie intymnego i urzekającego. Na tyle, by umieścić Maro w finale.

Guilty pleasure to osobna kategoria eurowizyjnych piosenek. Nie zaliczyłbym do niej jednak piosenki Mii Dimšić z Chorwacji. I nie wiem, czy dlatego, że jest nie dość guilty, czy niezbyt pleasure. Ot, dziewczyna z gitarą śpiewa prostą piosenkę z lekką nutką country, która mogłaby się nawet kojarzyć ze smutnymi piosenkami z ostatnich płyt Taylor Swift, gdyby nie brak emocjonalnej głębi. Ostatecznie to wypowiedź kobiety w związku, która marzy o zdradzie. Muzycznie utwór trochę kręci się w kółko, w podkładzie mam wrażenie, że dzieje się aż za dużo – smyczki (niezbyt urodziwe), fortepian, chórki, często na siebie nachodzące i konkurujące o uwagę. Warto brać przykład z ascetyzmu Portugalii. Na chorwackich preselekcjach nawet mogła podobać się skromna oprawa sceniczna, ale urywki z prób pokazują, że i tu ekipa stara się przedobrzyć. Bez szans na finał.

„A, nudna ballada” – pomyślałem, gdy Mathilde „Siggy” Savery z duńskiego żeńskiego zespołu Reddi zaczęła smęcić przy fortepianie. W przekonaniu tym, tylko utwierdził mnie kwartet smyczkowy w tle. Ale w połowie piosenki przychodzi zwrot akcji, muzyka przyspiesza i nabiera rockowych rumieńców. I tak, jak bułgarscy rockmeni średnio mnie ekscytują, tak do duńsko-szwedzkiej ekipy trudno mi nie czuć sympatii. Szczególnie do Ihan Haydar, która naprawdę się wczuwa w nie-granie na perkusji (na konkursie instrumenty nie są nagłośnione). A przy tym trudno nie pomyśleć, że Mathilde nie ma ładnego głosu, śpiewa płytko, ze ściśniętym gardłem i lekko zdartą, rockową chrypką. Wstydu nie ma, ale finału też nie będzie.

Któregoś dnia obudziłem się rano, a po głowie chodziła mi jakaś dyskotekowa. Zastanawiałem się, co to za radiowy hit, gdy uświadomiłem sobie, że to tegoroczna austriacka piosenka Halo. Autorem piosenki jest DJ i producent Lumix, ale na Eurowizji jednak trzeba śpiewać, więc frontwomen projektu została Pia Maria. I tu się zaczynają schody, bo wokalistka niestety w śpiewanie nie umie – brzmi płasko, płytko i często pod dźwiękiem. Odkryłem to dopiero, słuchając wykonania z koncertu w Tel Awiwie, bo udostępniony klip z próby brzmi przecież całkiem nieźle. Zagadka? Nie bardzo – po prostu tam słyszymy głównie świetne chórzystki, a gdy wchodzi Pia, niestety znów jakość wykonania spada. Trochę szkoda, bo Halo to klubowy banger, jedna z niewielu szybkich piosenek w stawce. Połączenie nowoczesnej produkcji, nutek ejtisowego disco i rytmów r‛n’b. Byłby to wystarczające argumenty za przepuszczeniem piosenki do finału, ale słabe wykonanie może pogrzebać szanse.

https://www.youtube.com/watch?v=tF6LY7lnVFU

Podobno społeczność na Islandii jest na tyle niewielka, że każdy jest tam w jakimś stopniu spokrewniony z kimś innym. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego ostatnio kraj reprezentował mąż z żoną, siostrą i znajomymi. W tym roku zaś tercet Systur, czyli – tak, dobrze się domyślacie – siostry. Z kapeluszami i gitarami w rękach mogą się trochę kojarzyć z country, ale mnie ascetyczna oprawa sceniczna, stanie w miejscu na scenie i kręcenie się przy mikrofonie jakoś przywodzi na myśl konkursy z lat siedemdziesiątych. Swoją piosenkę Með Hækkandi Sól (plus za język islandzki) artystki śpiewają czysto, bardzo dobrze się zgrywają, sentymentalna nuta może nawet trochę chwycić za serce. Ale z siostrzanych tercetów nie są to Wilson Phillips, a nawet nie OG3NE. Bez szału i bez finału.

https://www.youtube.com/watch?v=vk9D10EyxHA

Na początku chciałem zdissować grecka piosenkę Die Together, jako jeden z tych utworów, które składają się tylko z refrenu. I, owszem, zwrotki nie zostają w pamięci, ale jest to tak dobrze wyprodukowany utwór, że nie ma to znaczenia. Od początku, gdzie zaczynamy w niskim rejestrze i mamy tylko głos z wokalną harmonizacją. Potem dyskretny motyw duduku przypomina nam, że jesteśmy już na wschodzie Europy. Gdy wchodzi beat, nie jest nachalny, trochę przypomina bicie serca, dopiero w drugim pokazie refrenu wybucha instrumentacja ze smyczkami i mocną perkusją. Tylko po to, by w mostku zostać z samym fortepianem i głosem w wysokim rejestrze. Jeszcze jeden wybuch refrenu, tym razem z dodatkiem chórku. Ale i piękne wyciszenie na koniec. Amanda Tenfjord śpiewa dobrze, na żywo może nie tak gładko jak w nagraniu studyjnym, ale powinna dać radę. No i tytuł piosenki dobrze trafia w emocje związane z bieżącymi wydarzeniami społeczno-politycznymi. Absolutna czołówka tegorocznego konkursu.

https://www.youtube.com/watch?v=Uv7PcRKXZDg

Norwegia postanowiła pójść w tym roku 100 procent w kamp i wysłała na konkurs wilki i banany. Muzycznie i stylistycznie Give That Wolf A Banana zespołu Subwoolfer to trochę skrzyżowanie Llama In My Living Room oraz No Roots. I choć jestem mocno sceptyczny wobec planowanego kampu, to trudno mi się nie uśmiechnąć, gdy w refrenie grupa śpiewa „yum-yum-yum” masując się po brzuchach. I nie docenić dopracowanego ruchu scenicznego, a także gładkiej produkcji z mocnym, nieco pierwotnym bębnowym mostkiem. A Stephen Colbert na pewno będzie zachwycony, że w tle didżejką zajmuje się astronauta. Finał pewny, obstawiam nawet miejsce w pierwszej dziesiątce.

https://www.youtube.com/watch?v=FJjo8s3fKUM

Trochę w tym półfinale piosenek z gitarowym akompaniamentem, ale z nich najlepszą jest Snap Rosy Linn. Dobrze bujający riff, klaskanie i ładne zespołowe melizmaty w refrenie, a także charakterystyczny motyw zatrzymania na słowie „snap”. Do tego wyciszenie na mostku i powrót refrenu a capella. W urywkach z prób realizacja sceniczna wydaje się wręcz teledyskowa (aczkolwiek bez latającego domu z Up!), a Rosa daje się poznać jako kompetentna wokalistka. Obstawiam finał, choć w nim bez większych sukcestów.

Na koniec moje typy do finału – tradycyjnie według prawdopodobieństwa awansu.

  1. Ukraina
  2. Grecja
  3. Holandia
  4. Norwegia
  5. Portugalia
  6. Szwajcaria
  7. Mołdawia
  8. Armenia
  9. Austria
  10. Albania
  11. Litwa
  12. Łotwa
  13. Dania
  14. Słowenia
  15. Chorwacja
  16. Islandia
  17. Bułgaria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *