Czteropak zamówień kompozytorskich 3.0

krakowska-szkoa-kompozytorska-uywe23

Skąd w tytule taka pretensjonalna numeracja?! Zaraz wszystko się wyjaśni…

Tomasz Praszczałek od wielu lat mieszka i komponuje w Niemczech posługując się pseudonimem PRASQUAL. Dla kompozytora istotne znaczenie miało spotkanie z Karlheinzem Stockhausenem i wpływ niemieckiego kompozytora łatwo można odnaleźć w skłonności PRASQUALA do muzycznego symbolizmu, rytuału, misterium. Jego „Architektura światła” napisana dla Polskiego Teatru Tańca porusza archetypiczne tematy życia i śmierci, relacji między mężczyzną i kobietą. Tytuł „architektura” wydaje się być trafny, bowiem kompozytor wykorzystuje przestrzeń zarówno dzięki wielokanałowej elektronice, jak i przestrzennym rozmieszczeniu wykonawców, których układ zmienia się w czasie. W połączeniu z rytualną, statyczną muzyką sprawia to wrażenie jakiejś dźwiękowej świątyni. Kompozytor eksploruje mikrotonowość, miejscami przebija się również spektrum dźwięku, jednak wszystko potrafi pochłonąć dzika, pierwotna eksplozja rytmu. PRASQUAL w swoim utworze nie idzie na żaden muzyczny kompromis i w efekcie tworzy dzieło wysoce oryginalne, przynajmniej na gruncie muzyki polskiej. Na dodatkowy plus zasługuje fakt zaangażowania w wykonanie studentów Akademii Muzycznej w Poznaniu, dla których musiało być to rozwijające i otwierające doświadczenie.
Werdykt: 8,5

Fragmentu „Architektury światła” można posłuchać na NINATECE

Żarty z Krakowa są już może trochę ograne, ale co robić skoro sami się tak wystawiają? Moim ulubionym krakowskim kuriozum pozostaje „Międzynarodowy Festiwal Kompozytorów Krakowskich”. To jednak nie koniec. Stowarzyszenie Artystyczne „Porta Musicae” składając w 2012 r. szereg wniosków zatytułowanych „Krakowska Szkoła Kompozytorska” postanowiła z niewyjaśnionych względów ponumerować je w formacie kolejnych wersji oprogramowania: 1.0, 2.0, 3.0, itd. Kompozytorem w wersji 5.0 został według tego porządku Zbigniew Bujarski i to wniosek na jego utwór oceniono najwyżej. „Adagio” na dwie wiolonczele snuje się sekundowo w wąskozakresowych atonalnych przebiegach. Obydwie partie uzupełniają się, aż wreszcie spotykają się na serii równomiernych współbrzmień. Słucham utworu i coś mi to przypomina – ręka w górę, komu utwór kojarzy się z VIII kwartetem Szostakowicza? Szczególnie ten ruch sekundy małej w górę przy początkach kolejnych motywów, ale także typ melodyki i ciemnej smyczkowej barwy. Byłbym skłonny uznać nawet taką historyzującą estetykę, ale około pierwszej minuty pojawia się niczym ciało obce rykoszet na glissandzie. W jakim celu, skoro ten motyw w ogóle nie zostanie potem wykorzystany i jest jedynie źródłem stylistycznego pęknięcia?
Werdykt: 3,5

„Adagia” można posłuchać na NINATECE

Koncert na fortepian, perkusję i orkiestrę symfoniczną Zbigniewa Bargielskiego zaczyna się obiecująco. Pojedyncze dźwięki poruszają się w oktawach, potem sekundach i trytonach. Dochodzą kolejne instrumenty, faktura się zagęszcza. Po pierwszej fazie rozwoju, powracamy do rzadkiej faktury i pojedynczych dźwięków, tym razem tworzących bardziej eufoniczną harmonię. Rytm znów się zagęszcza, aż wreszcie rozsypuje się po osiągnięciu kulminacji. Czyżby aleatoryzm kontrolowany? Nagle w jedenastej minucie pojawiają się swingujące instrumenty dęte na tle walkingowego fortepianu. I tak już będzie się powtarzać do końca – eteryczne, pojedyncze dźwięki, quasi-aleatoryczne kulminacje i jazzowe reminiscencje. Konstrukcyjnie i instrumentacyjnie wszystko jest na swoim miejscu. Kompozytor też w pełni zrealizował założenie „wtopienia instrumentów solowych w orkiestrę”. Tylko czemu to wszystko jest takie eklektyczne, takie oklepane? Plus za ucięcie batem jazzowego snucia w zakończeniu.
Werdykt: 4,5

Koncertu na fortepian, perkusję i orkiestrę symfoniczną można posłuchać na NINATECE

„53 oddechy” Lidii Zielińskiej jest utworem o pewnej obsadowej dowolności. Zasadniczo przeznaczony jest na flet glissandowy, taśmę i live electronics. Jednak flecistów równie dobrze może być troje, a partię elektroniki może obsługiwać jedna lub dwie osoby. Tytuł kompozycji zwraca nie tylko uwagę na oddech, który jest podstawą techniki gry na instrumentach dętych, lecz również na źródło partii elektroniki, która w znacznej mierze wykorzystuje przetworzone brzmienie oddechu. W ten sposób elektronika staje się jakby rozszerzeniem partii fletu. Elektronika, jak zazwyczaj w utworach Lidii Zielińskiej, brzmi bardzo organicznie. Partia fletu donikąd się nie śpieszy, czasami zagra jakiś pasaż, czasami powolne glissando, czasem parę repetycji, trochę przedęć, nieco ciekawych artykulacji. Na przemian wychodzi na pierwszy plan i chowa się w elektroniczną masę. Uzyskana stopliwość obu warstw jest niewątpliwie jednym z głównych atutów utworu.
Werdykt: 7 (7.0?)

„53 oddechów” można posłuchać na NINATECE

Podsumowując: dwa utwory na „tak”, dwa utwory na „nie”. I tak nie jest źle.

***

Czteropak zamówień kompozytorskich jest cyklem, w którym oceniam utwory powstałe w ramach programu MKiDN „Kolekcje – priorytet Zamówienia Kompozytorskie”. Wystawiane oceny mają charakter orientacyjny i służyć mają podsumowaniom statystycznym (średnia ocena utworów w danej edycji/całym programie). Skala jest dziesięciopunktowa ze stopniami pośrednimi. Noty należy czytać: 10 – arcydzieło; 9 – znakomity; 8 – bardzo dobry; 7 – dobry; 6 – porządny; 5 – przyzwoity; 4 – przeciętny; 3 – słaby; 2 – zły; 1 – bardzo zły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *