Dziennik kwarantanny, cz. 2

Polski muzyk dorabia w trakcie epidemii.

Będę szczery, kwarantanna specjalnie nie pokrzyżowała mi planów. W ostatnim czasie skumulowało mi się tyle pracy, że generalnie do końca miesiąca miałem zamiar siedzieć w domu na dupsku i pracować. Więc z grubsza robić to samo, co teraz robię. Kolejny koncert na który ostrzyłem sobie zęby miał być dopiero 30 marca, gdy do Narodowego Forum Muzyki miał przyjechać Vasily Petrenko z Royal Philharmonic Orchestra z V Symfonią Prokofiewa i I Koncertem skrzypcowym Szostakowicza (to właśnie wielokrotnie nagradzane nagrania Szostakowicza dla wytwórni Naxos z Royal Liverpool Philharmonic Orchestra przyniosły mu rozgłos). Ba, może nawet i lepiej, że nigdzie nie muszę wychodzić (choć trochę szkoda, bo za oknem właśnie zaczyna się wiosna i pewnie przegapię cały ten fascynujący proces, gdy cała przyroda wybucha – niestety roślinność na moim podwórku, na które wychodzi moje jedyne okno, nie jest zbyt bujna). Nic mnie nie rozprasza, siedzę i pracuję. Dobrzy znajomi przynoszą zakupy i zostawiają pod drzwiami (gdybym był naprawdę złym człowiekiem, to skorzystał ze wszystkich życzliwych ofert przyniesienia mi czegoś i zrobienia zakupów, a po odbyciu kwarantanny zacząłbym sprzedawać zgromadzone w ten sposób zapasy z przebitką). Nie tracę też czasu na dojście do pracy. Nie muszę się niczym przejmować. Jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy pracują w kulturze i mają etat.

Niestety, nie wszyscy mają tyle szczęścia. Odwołane koncerty i spektakle odbijają się negatywnie na budżetach artystów, nawet tych etatowych, filharmonicznych, których bazowe pensje często są niskie, a ratują ich „koncertówki” za granie w danym projekcie. A co mają powiedzieć muzycy-freelancerzy? W wykonawstwie muzyki współczesnej nie ma w Polsce etatów (oczywiście, wiele artystów ma etat w szkole czy na uczelni, ale też wiemy, że płace tam nie są zbyt wysokie…). Każdy odwołany koncert to wyrwa w domowym budżecie. Owszem, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przewiduje zapomogi dla muzyków (można się o nie ubiegać TUTAJ), ale ta jest jednorazowa. A co jeśli obecny stan będzie się przedłużał? Jakiś neoliberał pewnie by powiedział: „trzeba było oszczędzać”. Tak, a najlepiej zainwestować na giełdzie, która właśnie leci na łeb na szyję. Póki co, odwołano (a raczej przełożono na późniejszy, jeszcze nieokreślony termin) Poznańską Wiosnę Muzyczną. Miało się tam pojawić choćby trio Liebchen|Kwiatkowska|Pałosz i wykonać między innymi Contre Kuby Krzewińskiego (już tylko w skrzypcowo-wiolonczelowym duo).

Na Wiośnie miało wystąpić także Duo van Vliet i tu sprawa się jeszcze bardziej komplikuje, bo zaplanowane było prawykonanie utworów Rafała Zapały i Piotra Tabakiernika. Na drugi z nich muzycy dostali dofinansowanie w ramach programu „Zamówienia kompozytorskie”. I co teraz? Jak rozliczyć wniosek? Oczywiście, nie wierzę, żeby urzędnicy robili z tego tytułu jakieś problemy, przecież każdy wie, jaka jest sytuacja. Wszystko na razie wskazuje, że prawdziwy wysyp prawykonań będzie nam się szykował w drugiej połowie roku. Warto też zwrócić uwagę na programy ministerialne, w których termin zgłoszeń upływa w marcu. Czy będą przedłużane, jeśli z przyczyn losowych nie można dokończyć i złożyć wniosku? Wiele pytań jeszcze przed nami, szykuje się trudny rok dla kultury. Na ten niepewny czas posłuchajmy sobie In die Tiefe der Zeit Toshio Hosokawy. W wykonaniu Duo van Vliet, oczywiście.

PS. Wciąż żyję, wciąż nadaję i będę nadawał dalej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *