Czteropak zamówień kompozytorskich 12

W nowy rok wchodzimy zazwyczaj z nowymi planami, oczekiwaniami, ale też z pewną nadzieją. Nadzieję z pewnością może przynieść nowy czteropak, w którym pojawi się najwyższa, jak do tej pory, nota w cyklu. Żeby jednak tych nowości i nadziei nie było zbyt wiele, na czteropak złożyły się w większości utwory znane, lecz niekoniecznie lubiane.

Aleksander Kościów to dosyć ciekawa postać: kompozytor, który największe sukcesy odniósł jako pisarz. Twórca w moim odczuciu najciekawszej muzyki sakralnej od czasów utworu „Liturgia Sacra” Zygmunta Mycielskiego (choć, jak wspominałem ostatnio, poprzeczka nie jest zawieszona wysoko), który interesująco połączył litanijną repetytywność muzyki tradycyjnej z sonorystycznym kolorem w „Lithaniae” czy „Gorzkich żalach”. Z drugiej strony jego muzyka instrumentalna nigdy mnie szczególnie nie zajmowała. Kompozytor napisał dziesięć kwartetów smyczkowych (kiedy to wszystko powstało?!) i w liczbie utworów w tym – wydawałoby się – wymierającym gatunku powoli goni Krzysztofa Meyera oraz Leszka Wisłockiego (obydwaj po czternaście). Z X kwartetem Aleksandra Kościowa mam spory problem, gdyż tyle samo rzeczy mi się w nim podoba, co nie podoba. Jeśli chodzi o muzyczne skojarzenia, to przede wszystkim nasuwa się tutaj na myśl minimalizm i ludowość kwartetów Góreckiego, jak również reminiscencyjne fragmenty kwartetu „Black Angels” George’a Crumba. Punkt wyjścia jest zatem dobry, choć twórca czasem zdaje się błądzić w realizacji. Obok fragmentów ciekawych, jak chorałowa część „Hymen”, „górecka” część „Kymakome” czy ascetyczna „Thix”, mamy też wiele fragmentów bardzo chaotycznych. A może to tylko wrażenie stworzone przez otwartą formę dzieła, którego osiem części można wykonywać w dowolnej kolejności i ilości (koncept strasznie stary, ale nic nie smakuje tak dobrze, jak porządny odgrzany kotlet)? PS. Nagranie na NINATECE jest bardzo słabe i zanim ktoś zbeszta mnie za przyzwoitą ocenę utworu, niech przesłucha wykonanie na płycie NeoQuartet.
Werdykt: 5

X kwartetu można posłuchać na NINATECE

„Fingertrips” Sławomira Wojciechowskiego jest jednym z tych utworów, które udowadniają, że choć poszukiwania materiałowe w duchu lachenmannowskim zdają się być dziś konceptem na wyczerpaniu, to jednak wciąż mogą nam przynieść znakomite utwory (in your face, Harry Lehmann! – co może zabrzmieć trochę głupio zważywszy, że Sławomir Wojciechowski jest jednym z pilniejszych czytelników Lehmanna w Polsce). Za pomocą bambusowych patyczków kompozytor spiął ze sobą po trzy struny wiolonczeli tak, że grając na jednej z nich wzbudza się rezonans pozostałych. Oprócz gry smyczkiem, w utworze wykorzystano także grę na strunach grzebieniem czy spieniaczem do mleka. Skrzekliwo-piskliwo-trzaskliwe brzmienie utworu kojarzy się z elektronicznymi glitchami. Jednak nie tylko brzmieniowość utworu jest ciekawa, lecz także wzajemne powiązania partii ośmiu wiolonczel, a także gęsta, aż przeładowana narracja, która przywodzi na myśl technikę samplingu. Znałem już wcześniej „fingertrips” z nagrania, słyszałem je też na żywo. Za każdym razem robią na mnie tak samo duże wrażenie.
Werdykt: 9

„Fingertrips” można posłuchać na NINATECE

„Poiesis” Przemysława Zycha słuchałem na żywo na prawykonaniu (i chyba jedynym wykonaniu). Słuchałem też drugi raz, gdy musiałem wybrać fragment z nagrania na potrzeby strony kompozytora w serwisie zamowieniakompozytorskie.pl. Stwierdziłem, że trzeci raz do słuchania tej opery się nie zmuszę, dlatego tylko przypomnę główne tezy swojej obszernej recenzji z prawykonania. Obsada utworu podyktowana była obsadą „Radamesa” Petera Eötvosa, z którą „Poiesis” miano sparować. Skład z sekcją dętą i pianinem elektrycznym skłoniły kompozytora do zwrotu w stronę muzyki popularnej, co raczej kompozycji nie wyszło na dobre. Kompozytor żongluje w utworze szeregiem motywów, czy wręcz estetyk przewodnich, jednak w żaden sposób ich nie rozwija, przetwarza czy łączy ze sobą, przez co cała opera zdaje się być rozczłonkowana. Wreszcie twórczość Zbigniewa Herberta wyjątkowo źle nadaje się do umuzycznienia, o czym już pisałem, a kompozytor jedynie potwierdził moją opinię. Choć z muzycznego punktu widzenia utwór nie był najgorszy, zupełnie położyła go realizacja sceniczna, rażąca dosłownością. Kompozytor wprawdzie odciął się od wizji scenicznej w rozmowie z Agnieszką Topolską, ale złe wrażenie pozostało…
Werdykt: 3

„Poiesis” można posłuchać na NINATECE

„Wielką improwizację” Arturasa Bumšteinasa miałem okazję słyszeć podczas ostatniego festiwalu „Musica Electronica Nova”. Tak wtedy, jak i teraz słuchało mi jej bardzo przyjemnie. Mickiewiczowski tekst jest tu jedynie pretekstem do opowieści o związkach Wilna z Warszawą (w tym o historii połączenia kolejowego pomiędzy obydwoma miastami). W utworze słychać m.in. recytację Mirona Białoszewskiego, jednak odtworzoną w celi Konrada w dawnym klasztorze Bazylianów w Wilnie, co dodaje archiwalnemu nagraniu nowej aury brzmieniowej. Utwór wykorzystuje zarówno specjalnie zarejestrowane nagrania muzyków, jak i fragmenty nagrań terenowych dokonanych przez kompozytora. Tworzy się z tego barwny kolaż, który przy całym swoim ładunku treściowym pozostaje idealnie bezpretensjonalny. Coś, jakby awangardowy reportaż radiowy.
Werdykt: 7,5

„Wielkiej improwizacji” można posłuchać na NINATECE

Nie jest najlepiej, ale nie jest też najgorzej. W nowy rok wchodzimy jednym z lepszych, jak do tej pory, czteropaków.

***

Czteropak zamówień kompozytorskich jest cyklem, w którym oceniam utwory powstałe w ramach programu MKiDN „Kolekcje – priorytet Zamówienia Kompozytorskie”. Wystawiane oceny mają charakter orientacyjny i służyć mają podsumowaniom statystycznym (średnia ocena utworów w danej edycji/całym programie). Skala jest dziesięciopunktowa ze stopniami pośrednimi. Noty należy czytać: 10 – arcydzieło; 9 – znakomity; 8 – bardzo dobry; 7 – dobry; 6 – porządny; 5 – przyzwoity; 4 – przeciętny; 3 – słaby; 2 – zły; 1 – bardzo zły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *