Z archiwum KS: najlepsze z najlepszych w roku 2016

Tadeusz Wielecki z przedstawicielami pokolenia TW

Rok 2016 nieubłaganie zbliża się ku końcowi, Wrocław żegna się z tytułem Europejskiej Stolicy Kultury i wszystkie światła powoli kieruje w stronę sportu, bo przecież w 2017 roku miasto stanie się światową stolicą sportów nieolimpijskich. Koniec roku zawsze sprzyja podsumowaniom, więc podsumujemy też niby-tygodnik. Rok 2016 był w krótkiej historii bloga przełomowy. Choć pierwsze wpisy datują się na jesień 2015, dopiero w 2016 roku ujawniliśmy swoją działalność, a od sierpnia działamy już z całkiem odsłoniętą przyłbicą i facebookowym fanpagem, który polubiło zawrotne 214 osób (w tym powiększające się grono osób, których nie znam osobiście: tych czytelników pozdrawiam szczególnie). Otrzymaliśmy pierwsze, zupełnie realne akredytacje prasowe na naszego niby-bloga, przeprowadziliśmy również całkiem udaną akcję viralową „Pokolenie TW” (nagrane w ramach akcji materiały wideo, ciągle czekają na finałowy montaż, ale obiecuję, że ujrzą światło dzienne).

Przez miniony rok powstały 93 wpisy na blogu, co pokazuje, że nasz tygodnik wcale nie jest taki „niby”, jakby wskazywał tytuł. Ale do regularności jest nam równie daleko. Wśród postów pojawiły się i felietony, i przeglądy prasy, i – w założeniu edukacyjne – „utwory tygodnia”, jak również wielce popularne, dość zgryźliwe „czteropaki zamówień kompozytorskich”. Najwięcej tekstów poświęcono jednak relacjom z festiwali i koncertów. Wynika to z tej prostej przyczyny, że muzykę najbardziej lubię słuchać na żywo, a turystyka festiwalowa jest moim ulubionym rodzajem podróżowania. Dużo było tych koncertów, przyszła jednak pora by ziarna oddzielić od plew i wyłuskać z tego grona dziesięć wydarzeń, które najbardziej zapadły w mojej pamięci.

Zanim jednak przejdziemy do rankingu najlepszych z najlepszych, pora wręczyć kilka wyróżnień. Po wyróżnieniu otrzymują wielkie małe festiwale „Musica Privata” oraz „Słuchalnia” za swobodne podejście do muzyki, wspaniałą atmosferę i za to, że organizatorom w ogóle chce się działać. Dziękuję, że jesteście. Wyróżniłbym także dwa koncerty warszawskojesienne z 23 września: zarówno wykonanie „Introduzione all’oscuro” Salvatore’a Sciarrina przez European Workshop for Contemporary Music, jak i „Key of Presence” Brigitty Muntendorf (TYLKO BRIGITTA!) przez Grauschumacher Piano Duo przypomniały mi, że muzyka współczesna wciąż jeszcze potrafi mnie wzruszyć. I za to jestem im wdzięczny.

A teraz czas przejść już do naszego rankingu.

10. Koncert zespołu Precipitevolissimevolmente na festiwalu Musica Polonica Nova

Koncert zespołu Precipitevolissimevolmente na festiwalu Musica Polonica Nova. Zdjęcie: Bogusław Beszłej

Okazuje się, że wcale nie trzeba umieścić w programie wybitnych utworów, ani ściągnąć słynnych wykonawców, aby zrobić dobry koncert. Choć pojedyncze elementy niekoniecznie mnie zachwycały, koncert znakomicie bronił się jako całość, jako przedziwny rytuał oswajania trudnej akustyki wewnętrznego dziedzińca wrocławskiej siedziby NOT. Był to najlepszy koncert ostatniej „Poloniki” i być może nie jestem w tym zdaniu odosobniony, skoro Paweł Hendrich, kurator projektu, został mianowany nowym dyrektorem artystycznym festiwalu.

9. Koncert European Union Youth Orchestra w Narodowym Forum Muzyki

European Union Youth Orchestra. Źródło: NFM

W minionym roku w NFM byłem na koncertach m.in. Wiener Philharmoniker czy London Symphony Orchestra. Każdy z nich był na swój sposób wspaniały, jednak po każdym czułem pewien niedosyt. Obydwa zespoły słyszałem już wcześniej na żywo, wiec ich niebotyczny poziom wykonawczy mi nie wystarczał. Oczekiwałem ciekawego repertuaru i porywających interpretacji. Tych mi jednak częściowo zabrakło. Inaczej było na koncercie orkiestry młodzieżowej Unii Europejskiej. Wykonawcze niedostatki przykrywała interesująca wizja Vasilya Petrenki, a słuchaczom udzielała się radość i nadzieja bijąca od młodych muzyków.

8. Premiera opery „Mathis der Maler” Paula Hindemitha w drezdeńskiej Semperoper

Spektakl był w zeszłym roku jedynym muzycznym wydarzeniem, na które wybrałem się za granicę, dlatego musiał się znaleźć na liście, bo wiadomo, że wszystko co zagranico, to lepsze. A tak zupełnie na serio: nie wiem, ile musiałbym czekać na wystawienie słynnego dzieła Hindemitha w Polsce, a muzykę tego kompozytora bardzo cenię. Drezdeńska inscenizacja nie była wprawdzie pozbawiona wad, jednak z każdym kolejnym aktem coraz wyraźniej ukazywała się jej głębia i konsekwencja. Wokalnie niektóre z epizodycznych postaci niedomagały, jednak wszystko wynagradzała znakomita orkiestra i chór drezdeńskiej opery świetnie prowadzone przez Simone Young.

7. Koncert Belcea Quartet na festiwalu „Chopin i jego Europa”

Belcea Quartet. Zdjęcie: Wojciech Grzedziński

Mój ulubiony kwartet smyczkowy mnie nie zawiódł i zachwycił zarówno cudownym, delikatnym brzmieniem, jak i przejrzyście ukazaną strukturą Kwintetu f-moll op. 34 Johannesa Brahmsa. W relacji z koncertu pisałem: „Wobec perfekcji wykonawczej stanąłem oniemiały w całkiem bezradnym zachwycie”. Nic dodać, nic ująć.

6. Missa Salisburgensis Heinricha Bibera (?) w wykonaniu Collegium 1704 i Václava Luksa

Wykonanie Mszy Salzburskiej na festiwalu Wratislavia Cantans. Zdjęcie: Sławek Przerwa/NFM

O mszach Heinricha Bibera pisałem niegdyś pracę magisterską, więc możliwość usłyszenia przypisywanej mu monumentalnej Missy Salisburgensis na żywo było dla mnie wielkim wydarzeniem. Szczególnie, gdy na scenie występował wysoko przeze mnie ceniony zespół Collegium 1704 pod kierunkiem Václava Luksa. Wspaniałe wykorzystanie przestrzeni, wielka energia i radość, którą dyrygent zdawał się być aż upojony po wykonaniu. Nic dziwnego, że z gmachu NFM wychodziłem potem z szerokim uśmiechem.

5. Koncert Piotra Anderszewskiego z Lusosławski Quartet w NFM

Piotr Anderszewski z Orkiestrą Kameralną Leopoldinum. Zdjęcie: Sławek Przerwa/NFM

Koncert zapamiętałem nie tylko ze względu na znakomity występ pianisty, świetnie wspomaganego przez wrocławski kwartet. Najbardziej zapadła mi w pamięć wspaniała postawa publiczności, która słuchała każdego dźwięku w największym skupieniu. Nikomu nie wyrwały się oklaski, a gdy już rozszalały się brawa, słuchacze domagali się powtórzenia części wolnej koncertu Mozarta. Niezapomniana atmosfera.

4. Koncert Ensemble Intercontemporain na festiwalu Sacrum Profanum

Ensemble Intercontemporain wykonuje „Sur incises” Pierre’a Bouleza na Sacrum Profanum. Zdjęcie: Michał Ramus

„Concerto for voice” Mai Ratkje był frapujący wokalnie. „Double battery” Agaty Zubel nabrał przestrzeni i ujawnił wiele subtelnych niuansów, które umknęły mi podczas wrocławskiej premiery utworu. Wreszcie „Sur Incises” Pierre’a Bouleza – wielki traktat o zjawiskach pogłosu i rezonansu, z którego każde zdanie dobitnie wyartykułowali muzycy z Ensemble Intercontemporain. I tylko czemu krzesła w Centrum Kongresowym ICE musiały tak strasznie skrzypieć i zakłócać odbiór tego znakomitego dzieła?

3. „Pasja wg św. Mateusza” pod kierunkiem sir Johna Eliota Gardinera na festiwalu Wratislavia Cantans

Sir John Eliott Gardiner. Zdjęcie: Łukasz Rajchert/NFM

Wykonanie doskonałe, któremu nie zaszkodziła nawet niedyspozycja sir Gardinera, który nie wyszedł już na drugą część Pasji. Ewangelista idealny w osobie Marka Padmore’a. Cudowni soliści oraz niezwykle zdyscyplinowane zespoły Monteverdi Choir oraz English Baroque Soloists. Perfekcja tak doskonała, że może posunięta aż za daleko. Ideał, który onieśmielał.

2. Koncert zespołu Zeitkratzer na festiwalu Sacrum Profanum

zeitkratzer. Zdjęcie: Michał Ramus

Znakomita energia zespołu, świetnie wyreżyserowany koncert. Niesamowite możliwości muzyków wyciśnięte do ostatniej kropli w utworze Zbigniewa Karkowskiego. Do tego parafraza „Improvisations sonoristiques” Szalonka dokonana przez Reinholda Friedla, jego impresja na temat technik montażowych Iannisa Xenakisa oraz całkiem dobry premierowy utwór Kaspera T. Toeplitza. A wszystko podane w cudownie pięknej projekcji dźwiękowej. Noise potrafi być taki śliczny!

1. Oratorium na Boże Narodzenie Johanna Sebastiana Bacha pod kierunkiem Masaakiego Suzukiego

Masaaki Suzuki. Zdjęcie: Marco Borggreve.

Ostatni koncert tego roku okazał się być zarazem najlepszym. I bynajmniej nie dlatego, że go najlepiej pamiętam. Wychodząc z katowickiej sali NOSPRu czułem to, czego zabrakło mi po koncercie sir Gardinera – wielkie poruszenie. Była w tym wykonaniu wielka mądrość, kunszt i precyzja. Ale było też serce (SERCE!) i coś głęboko ludzkiego, niemalże fizycznego i namacalnego. Walory tego wykonania dodatkowo pięknie podkreślała doskonała akustyka. Skoro zaś w moim prywatnym rankingu Suzuki wygrał z Gardinerem, zasłużył by zająć pierwsze miejsce. Jeszcze raz powtórzę: mam nadzieję, że jego pierwsza wizyta w Polsce nie będzie ostatnią.

Ot i tyle. Koncertowy rok 2016 zaliczam do wyjątkowo udanych. Jednak następny rok wcale nie zapowiada się gorzej. Przyszłoroczny ranking może okazać się jeszcze trudniejszy do ułożenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *